Licencja Creative Commons Licencja Creative Commons Ten utwór utwór jest dostępny na licencji Creative Commons.
+ + Ukryj menu + + Powrót do opisu + + Pokaż menu + +

+ + Poprzedni rozdział + + Spis + + Nastepny rozdział + +

IX. Odmrocze

Dzień Ofiary. Ciemność. Jaskinia skąpo oświetlona zawieszonym na prawej stronie kagankiem. Lewej strony nie widać w zmroku. Wzdłuż lewej ściany wiodą schodki na zewnątrz jamy. Pod prawą ścianą stoją przytroczeni Ofiarnicy. Jest ich pięcioro z dziewczyną między nimi. Na prawo za Ofiarnikami widać wejście do komory, wypełnionej ułożonymi kośćmi.

Ofiarnica

Jak się to stało, że my tu w tej ciemnicy, a nie pamiętamy, jakeśmy się tu znaleźli?...

I Ofiarnik

... dopiero cośmy wieczerzę spożywali, a jednak wiem, żeśmy od stołu nie wstali.

II Ofiarnik

I ja nie pamiętam skończenia wieczerzy, ni też jak tutaj żem się znalazł przytroczon do muru.

Ofiarnica

Wszakże przyodziani byliśmy pięknemi szatami, a teraz w zgrzebne płótno jesteśmy okryci.

III Ofiarnik

Może jacyś złoczyńcy ze Skałki nas porwali? Tedy, kapłani przyjdą nam skorze z pomocą.

IV Ofiarnik

Napewno, że przyjdą, bo mówili przecież, że jeszcze kilka dni nam do śmierci zostało.

III Ofiarnik

Nie byłem tu jeszcze w tej ciemnicy, lecz przysięgnę, że to jest Smocza Jama! Myśmy tu już na spełnienie naszej Ofiary przywiedzeni zostali.

II Ofiarnik

Tak! To musi być Smocza Jama, bo takiej pieczary blisko Bawołu ani Skałki, nie ma. Myśmy tu są dla Smoka przywiezieni...

I Ofiarnik

A kapłani obiecali nam dać widzieć się raz jeden z nowymi Wybrańcami Boga Hjeh Weha. Mieliśmy także tego Kraka powitać z jego rówieśnikami.

III Ofiarnik

Żeby jeno jeszcze kilka dni zczekali, żeby z zastępcami nam zejść się dali.

II Ofiarnik

... żeby tylko nie było tak ciemno, skorzej byłoby umierać!...

IV Ofiarnik

Po ciemku, nie wiemy, czy jako ofiary Smoka umrzemy, czy zwykłe jakieś ofiary złoczyńców. Smoka się nie boim teraz, boć przez niego się poświęcamy dla dobra Ludu, ale boim się ciemności...

Ofiarnica

Przeszło rok cały - żeśmy na naszą śmierć czekali. Dziś jedynie na nią już czekamy. Czegóż więc bać się mamy w ciemnościach? Czy może innej jakiejś śmierci prócz tej? Po śmierci, nam również tak ciemno będzie, jak było przed urodzeniem. Więc musim się cierpliwie teraz do niej przyzwyczaić.

Cóż jest dla nas tej ciemności mała chwila, kiedy nią właśnie odkupimy tę ciemność wiecznego lęku żywota naszego znękanego Ludu?

Śmierć trwa jeszcze krócej od tej tu ciemności. Śmierć jest tylko chwileczką maleńką, co życie łączy z wieczną bezpamięcią.

Tylko jedna chwileczka i już, a potem... koniec śmierci. O jakżesz łatwo być Ofiarnikiem dla tak wielkiej sprawy! My damy jedną bolesną chwilkę, zwaną przez żywych "śmiercią", a wnet odkupione są naszych ojców grzechy.

I Ofiarnik

Myśmy skorzy dać swe życie i skończyć się w tej bolesnej chwilce, lecz chciałbym lepiej widzieć tę Jamę Smoczą przed tą ceną, nim się tu wypłacę życiem.

III Ofiarnik

Od pokoleń giną Ofiarnicy tutaj. Nikt z Ludu nie widział jeszcze Jamy Smoczej. Młódź nasza o niej wiele opowiada, to, co jej się zdaje.

II Ofiarnik

Jeżeli to jest Smocza Jama, to i Smok gdzieś w jakiejś komorze napewno się kryje?...

Ofiarnica

Widocznie gdzieś daleko przebywa, bo nawet śpiącego po oddechu byśmy tu poznali.

II Ofiarnik

Wolałbym... by mię uśmiercili pierwej, aniżeli żywcem tak dali jemu na pożarcie.

I Ofiarnik

... i lżej by było umierać, gdyby nie w ciemności. Przy świetle bym sam swą śmierć zobaczył i wiedział, że to ja umieram za ojce. Widziałbym na własne oczy, że i ja coś razem z wami daję.

(na schodkach widać podsłuchującego Zdradara)

Zdradar

Po cóż światła Smokowi?... Gdzie krew świeża zaduszni powietrze... tam sam trafi, choćby i po ciemku. Lecz, jeżeli aż tak się boicie ciemności, to drogę wam oświecę do waszej ofiarności.

(śmieje się przeraźliwie i podchodzi do kaganka, a będąc małego wzrostu, kijkiem zapala parę innych od pierwszego. Jama jest oświetlona. Dziewczyna spostrzega po drugiej stronie Jaskini płachtę Smoka pokrytą łuskami, leżącą na ziemi)

Ofiarnica

Co to jest? Czy widzicie chłopcy? Tam na ziemi pod ścianą?!

Ofiarnicy

Tak, co to jest? Co to jest?

Zdradar

Co? Które?... ach... tamto

(śmieje się)

To jest Smocza skóra. Jesteście już w Smoczej Jamie, niech to was upewni.

Ofiarnica

Jak to, skóra? Czy Smok ma dwie skóry i jak wąż ją dorocznie odrzuca.

(Młodzi są poruszeni i zdziwieni)

Zdradar

Skądże miałby dwie skóry? Jedną tylko ma, a gdy idzie spać, wtedy ją zdejmuje.

IV Ofiarnik

Zdradarze! Nie godzi się z nas tak naigrywać! My życie dajemy Smokowi w ofierze!

Ofiarnica

To nie jest Smoka skóra, to jakiś wojenny namiot.

Zdradar

Pokażę wam, byście sobie sami skorzej uwierzyli

(mówiąc to, wydobywa spod fałdów płachty, głowę straszaka i rusza jej szczęką)

O! To jest głowa Smoka tu są jego oczy.

III Ofiarnik

To jest jego skóra i... ona tak wygląda?

Zdradar

ale nóg niema wcale. Popatrzcie!

(płachtę do Ofiarników przyciąga i dziewczynie rąb jej do twarzy przybliża)

Ofiarnica

To nie jest skóra! To jest zwykła płachta, blaszkami naszyta Zdradarze, to nie jest skóra prawdziwa...

Zdradar

... bo i Smoka nigdy prawdziwego nie było.

Teraz wam, głupcy, tę prawdę wyjawię, bo nikt już z was żywcem tej groty nie opuści.

II Ofiarnik

Zdradarze, ty prawdy nie mówisz! Jakże by Smoka nie było - a od wielu pokoleń tylu Ofiarników jemu w ofierze umarło?...

Zdradar

Prawdy nie lubię mówić, bo to jest głupców sposób. Lecz, że przytroczeni do Skały jesteście, więc prawdę wam mogę wyjawić: Kapłani tę płachtę po Bawolim Wzgórzu nocami obnoszą, by prostaków straszyć i więcej zbierać wymuszonych danin. Widzieliście, że płachta nóg żadnych nie nosi, bo kapłańskie nogi zastępują je - tej "straszliwej" stonodze.

(wybucha śmiechem)

Ofiarnica

Tośmy zostali oszukani - zdradzeni?! - My. Odkupiciele Ludu?!...

I Ofiarnik

Czemuż nas zatem tutaj podstępem przywiedli i do Skały uśpionych przytroczyli?

III Ofiarnik

Dlaczego jesteśmy w Smoczej Jamie więzieni, skoro nie ma Smoka?

II Ofiarnik

Żądamy wypuszczenia nas stąd!

Ofiarnica

Jako Ofiarnicy, mamy prawo rozkazywać i otrzymywać posłuch!

Zdradar

(naigrywając się)

Tak było na Skałce, gdzieście byli aż "półbogami", lecz teraz w kostnicy jesteście, w kostnicy Ofiarników. Tu nawet półludźmi już nie jesteście. Rozkazywać mogą jeno ci, jak ja, co nie są zniewoleni węzłami żadnymi. Nigdy już was nie zwolnimy ze Smoczej Jamy, bo śmierć wasza jest potrzebną do zapewnienia władzy nad Sługojami wszechpaństwu Biżymdów.

Ofiarnica

Lecz za cóż jesteśmy karani? Cóżeśmy złego czynili? Przeć nasze młode życia chcemy dać by Lud odkupić?

Zdradar

Śmierć wasza właśnie jest karą, za współczucie z Ludem i za to, że tchnięci byliście "Swiętym Oburzeniem", na widok zeszłorocznej Ukary i Obryzgi. Żeście tchnięci byli "Świętem Oburzeniem", a więc największym grzechem wobec Boga Hjeh Weha i władzy starców nad narodami.

(słyszy, że ktoś nadchodzi, więc odchodząc dodaje)

A nie zdradźcie mię z tego, com tu opowiedział! Bom ja tylko sługa kapłana Kosa i bezsilny jestem wobec jego spraw.

(mija się z młodym Kapłanem, schodzącym ze schodów, za którym idzie pięciu Odprawców, czyli katów. Kapłan jest bardzo chudy, blady, o ruchach przesadnie zniewieściałych i mówi monotonnie cienkim głosem. Oni zaś mają czarne pokrowce z dziurami na oczy)

Ino Cyntek

Stańcie przy każdym Ofiarniku, jak to rozporządzenie Najwyższej Komory mówi!

(każdy z Odprawców przy innej Ofierze staje. Teraz mówi do więźniów)

Drodzy Ofiarnicy! Szlachetni Odkupiciele Ludu! Za chwilę przybędą tu członkowie Najwyższej Komory Wielkapłana Ciuła. Do nich będziecie mogli przemówić, jak do ojców swoich. Do mnie zaś nic wam mówić nie wolno, bo mnie, kapłanowi od tajemnych poruczeń słuchać nie wolno Ofiarników...

(teraz mówi do Odprawców)

Aby uspokoić stroskane serca Ofiarników, niechaj każdy z was, czcigodni Odprawcy, lewą dłonią im włosy i czoło ugłaszcze

(ci spełniają rozkaz)

Tak, tak... A teraz... szybko zatkajcie im usta!

(Odprawcy spełniają rozkaz i wiechciami, wyjętymi z zanadrzy, przemocą zatykają usta Ofiarnikom. Dziewczyna uwalnia usta i krzyczy)

Ofiarnica

Zdradąście nas schwytali...

Ino Cyntek

Nie znoszę, by Ofiarnicy przerywali mi moje uświadomienie ich o wielkim zamiarze, o którym mam mówić. O zamiarze budowy Wieży Zbawienia.

(Ofiarnicy szamocą się, lecz Odprawcy ich przytrzymuja. Ino Cyntek staje bliżej Ofiarników, poprawia swą postawę, szaty porządkuje, a odchrząknąwszy uroczyście, mówi, obowiązujące przemówienie)

Ja! Ino Cyntek, powiernik kapłana Kosa i skarbnik kości Ofiarników, ciułanych przez Wielkapłana Ciuła, wyznaczon przez Jego Szerokość do strzeżenia wzorów budowy wielkiej Wieży Zbawienia, zawiadamiam was, co mi rozkazano.

Jest zatem moim kapłannym obowiązkiem, by oświecić was, drodzy Ofiarnicy, zanim spełnicie swój szlachetny obowiązek i oddacie nam ciała swe na nasze zużycie, że wszechpaństwo Biżymdów ma zamiar zbudowania Wieży niebotycznej z kości młodocianych Ofiarników Sławiańskich, dla zbawienia Sławian.

Kiedy już Wieża Zbawienia stanie, wówczas Ludy sławiańskie nareszcie będą mogły opuścić ten tutaj padół smutku i grzechu wiecznego i wspiąć się po niej do Wieczności, by stanąć w obliczu Boga Hjeh Weha.

Szczęście narodów sławiańskich wówczas nie będzie znało granic, a słowo ludzkie zblednie, niezdolne opisać tych pozagrobowych rozkoszy, w których trwać będą Sławianie aż kilka wieczności.

Nie myślcie, drodzy i wielce szlachetni Ofiarnicy, że kości wasze zagrzebane będą w zwykłej ziemi, jako zwykłych śmiertelników. O nie! Po pięćsetkroć razy - nie!

Tu, w tym rogu jaskini, widzicie wejście do komory, wypełnionej kośćmi samych tylko Ofiarników. Wszystkie są przeze mnie samego liczone, a w wielkiej pobożności układane. A raz na rok sama Jego Szerokość Wielkapłan Ciuł przybywa o północy, by zobaczyć, jak są one tutaj dla, niego ciułane. Bo ciułamy je tu, zaś ja w imieniu Kapłana Kosa dokładnie donoszę Jego Szerokości o corocznym przybytku. On zaś dopiero zdaje swoje obliczenia do Hwah-Dykanu stolicy wszechpaństwa Biżymdów.

Ach! Jakże pragnąłbym być na waszym ofiarniczym miejscu, o szlachetni Ofiarnicy! Lecz nie takiem było moje przeznaczenie. Gdybym nie był niezbędny wielkim kapłanem i sam nie ślubował kapłańskich przyrzeczeń, razem z wami dałbym swe życie na tym ołtarzu poświęcenia się dla Narodu.

Jakżesz niewymownie pięknem jest wasze poświęcenie!

Jak wielką korzyść będą, mieli ojcowie wasi! Ach, teraz będą bezpieczne ich trzody, zagrody i przeróżne sprawy!

Już niedługo! Niedługo staniecie u szczytu waszego poświęcenia i nareszcie wstąpicie przed oblicze Boga Hjeh Weha! Jakżesz wam zazdroszczę tego szczęścia!

(przerywa i mówi dalej)

Ja, Ino Cyntek, skarbnik kości Wielkapłana Ciuła i powiernik Kapłana Kosa: skończyłem!

(czyni znaki tajemne rękoma w powietrzu i odwraca się od Ofiarników. Spostrzega płachtę Smoczą, wyciągniętą z rogu Jamy i mówi z podnieceniem)

Ach! Któż tę skórę Smoczą wywlókł na środek?

(patrzy na Ofiarników, wreszcie śmieje się sztucznie)

Więc ją widzieliście? I prawdę już znacie? No... to i tak już nic nam nie zaszkodzi. Może być, że Smoka nie ma, ale to pewnym jest, że tutaj Ofiarnicy są i stad już żywcem nie wyjdą.

(śmieje się cienko i histerycznie. Smoczą płachtę starannie pod ścianą układa)

Za chwilę tu przyjdzie Wielkomora doradców Wielkapłana Ciuła. Długo czekać już nie będziecie, szlachetne Ofiary, na spełnienie się waszych krótkich dni.

(odchodzi, lecz od drzwi wraca i mówi do Odprawców)

Ale kości rzetelnie oczyścić i ni jednej nie zgubić. Zaś wystrzegać się, by ziemią nie były zbrukane, gdyż nieskazitelność tych kości, jedynie uświęca użycie ich do przyszłego zbudowania Wieży Zbawienia.

(odchodzi)

I Odprawca

Noże były zardzewiałe, trzeba było długo czyścić.

II Odprawca

Cha, bo... bo w chliwie, pod korytem były. Ino, nie mówcie o tem starszymu.

III Odprawca

E, co ich ta rozporządzenia! Takie jak były wystarczyłyby na raz. Jam swego noża i tak nie czyścił, a na ten raz wystarczy, jaki jest.

IV Odprawca

Że wystarczy na roz, to pewne. Ale nie bedzie tak wasz nóż świcioł. A jak kapłani zobocom, to ci te krowe odbierom i wnet Odprawcom nie bedziesz.

V Odprawca

Dobrze, że Kapłan Ino Cyntek noża nie zoboczył, boby doniósł Kosowi i w złości by zdradził, kto jesteś... wiesz, ze względu na tego tutoj Ofiarnika.

(wskazuje na jednego z Ofiarników)

III Odprawca

Oj!... Toby nam popsuło sprawy...

IV Odprawca

A, myśmy dużo w to włożyli pieniędzy!

III Odprawca

A możeby i nie popsuło, bo przeć trzech z Wielkomory też z nami razem się troszczy, by wszystko dobrze wypadło. Toby nam krzywdy zrobić nie dali.

II Odprawca

Ino, że paru innych we Wielkomorze som przecim "naszym"!

III Odprawca

Są przeciw! - Bo chcą to samo, co i my. Ale zgodni wszyscy jesteśmy, bo starzy, a chodzi przecie o zyski.

(słychać bezmelodyjny śpiew, bez słów, bez słuchu, bez chęci nawet dobrego śpiewania. Słychać pęknięte starcze gardła. Ośmiu starców purpurą przybranych schodzi do Jamy Smoczej niosąc zapalone świece. Wszyscy śpiewają jedno słowo "... Bla - bla - bla - blaaa - blaa - blaaa - bla!" bez sensu ni rymu, a śpiewają z wielkim namaszczeniem, idąc chwiejnym, starczym krokiem Wreszcie ustawiają się blisko i na przeciw Ofiarników. Jeszcze jakiś czas śpiewają swoje "bla bla - bla", w końca przestawszy, jeden przemawia w imieniu wszystkich)

I Starczyn

* Partie polityczne My, Prawa i Lewa Ręka Jego Szerokości Ciuła!

My, Wielkomora, złożona z ośmiu Starczynów!*

My, Nieomylni w sądzie, bo kierujący się tylko rozumem, a nie sercem!

My, Przewodnicy i Wypowiadacze wszelkich sposobów myślenia i prowadzenia spraw Narodu naszego! a jednak złączeni w jedną wolę ośmiu Starczynów. Pod ochroną potęgi wszystkich zjednanych Starców całego Narodu i pod potężną ochroną wszechpaństwa Biżymdów i stolicy Hwah-Dykanu rozkazujemy wam, Czcigodni Odprawcy, zupełnie nam nieznani z wieka, miana, ni stronnictwa - byście spełnili dobroczynne i dobrowolne "odprawienie" tych tutaj nowych Odbyszów... jak najzręczniej... jak najprędzej i tak,,,, aby kości szyi zachować calutkie!

Niech sumienie was nie trawi, gdyż spełniacie tę odprawę w naszym imieniu, to jest w imieniu Wielkomory ośmiu Starczynów. W imieniu tych wszelkich sposobów myślenia i działania całego starszego pokolenia.

Spełniacie to przykre obrządkowanie dla dobra naszego wspólnego, czyli dla zachowania, nam Starcom, całego Państwa, przy niekończącej się Władzy.

A odprawiacie tych tutaj Ofiarników za karę, że tchnięci byli "Świętym Oburzeniem" przeciw naszej starczej władzy nad Narodem.

Tak, to My, Wielkomora zjednanej starszyzny, mścimy się zawczasu na tych, co mogliby kiedyś stać się nam niewygodni, a Naród przeciw nam później poprowadzić, Sławię Zjednaną przywrócić i ochrońców naszych - Biżymdów - z ziem Sławiańskich wypędzić.

Tak się to nasz Smok mści na tych, co stając w obronie Narodu przeciw starszemu pokoleniu śmią występować!

My, Wielkomora, Skończyliśmy! Skończyliśmy!

Starczyny

"Tak, tak, skończyliśmy!"

(zwraca się do najdalszego w głębi Jamy Odprawcy)

Starczyn

Tam, za węgłem skały, pierwszy niech odprawion będzie!

Jemu sprawiedliwość wymierzyć najpierwej. A kiedy dusza jego już pewno odprawiona będzie, dopiero wówczas odciągnąć go od ściany. Ale czekać chwilę!

(starcy stawiają się tyłem do Ofiarników)

Teraz! Zaczynać!

(wspomniany Odprawca błyska wielkim nożem tuż na wysokości swej głowy i rękę kryje za głazem, gdzie Ofiarnik jest przywiązany. Słychać wysoki, cienki jęk. Mija chwila. Odprawca potem ofiarę od skały odcina, a ta na ziemię widocznie upada zza głazu. Teraz starcy się odwracają, podchodzą do trupa i mówią)

Starczyny

Bez błędu! Doskonale! Świetnie! Jaki wprawny! Bajecznie!

(mówi każdy z osobna. I znowu ustawiają się tyłem do Ofiarników, a jeden z nich woła)

Starczyn

Teraz następnego!

(Odprawca drugi nożem się zamierza... Lecz nagle wielki grzmot się odzywa, piorun błyskawicy wdziera się do Jamy Smoczej. Odprawca rażony piorunem pada martwy na ziemię.

- Na środkowej ścianie głazy się rozwierają, a z oślepiającą światłością wyłania się Matka Gniewatra. Starczyny i Odprawcy biegają w kółko przerażeni)

Gniewatra

Komu krzywda?! Komu krzywda się dzieje?! Kraku! Komu krzywdę wymierzają?

Kraku, spieszaj! Spieszaj!

(ze stopni po lewej stronie wbiegają, Krak i jego Młodzi, a pośród nich ci, co na Chełmowej Górze byli wywołani. Wbiegłszy do Jamy spostrzegają Matkę Gniewatrę i na kolana padają. Starcy wrócili już trochę do siebie i zaczynają teraz krzyczeć i rozkazywać, by Młodzi opuścili Jaskinię)

Milczeć! Wy tam, Wrogowie Ludu! Milczeć, Wrogowie Młodych! Zgrajo krwawych zabójców, stać tam na środku i milczeć pokornie!

A wy, Młodzi Wysłannicy niemego Ludu, zwolnijcie tych tu Ofiarników.

(ci, biegną wykonać rozkaz)

A teraz stańcie pod ścianami, zaś tę tutaj przeznaczoną Ofiarnikom wolną zostawić.

(Młodzi z Krakiem pod ścianami się ustawili w pośpiechu. Gniewatra z krateru wychodzi i wolnym krokiem idzie do nieżywego Ofiarnika. Schyla się, rękę ku niemu wyciąga i mówi)

Chodź ze mną synku! Tam będzie ci jaśniej! Chodź! Dam ci nowe urodzenie, miano ci nowe dam...

(ten wolniutko wstaje i z nią ku kraterowi odchodzi. Starcy jej drogę zagradzają)

Precz podłe potwory!... Precz! - trupy spóźnione!... Precz z drogi Ofiarnikowi, co do ŚwiatOwida wraca!... Precz! Precz!...

(zanim dojdzie do otworu w skale, skąd przyszła, z niego nagle wyłania się olbrzymi Solanin, świecący zielono. Rycerz bezgłowy, wiedziony za rękę przez małego Ludolę. Za nim drugi i trzeci, aż wreszcie ostatni - Gniewatra znika w światłości otworu, a Solanie, ustawiwszy się rzędem przy ścianie, stoją milcząco. - Kapłani i Odprawcy stoją zbici na prawo przy ofiarniczej ścianie. - Krak i wszyscy Młodzi powstają. On biegnie do Ludoli, klęka i obejmuje mu kolana w powitaniu i podzięce. Solanie zaczynają się kołysać na szeroko rozstawionych nogach)

Krak

Solanie o rozkaz pytają. Powiedz im ojcze, żeby z tych tu Starczynów i ich służbitów, Smokowi zrobili ofiarę. Niech ich o ścianę rozgniotą!

Niech raz w dziejach naszych Młódź Sławii ofiarę ze starców, uczyni dla dobra dziejów naszych!

Niechaj Młódź teraz życiem starców szafuje, a nie Starcy Młodzią!

(Ludola bełkotem słowa Kraka Solanom tłumaczy. Solanie przestali się teraz kolebać. Jeden po drugim kobiałki z sobą przyniesione, na lewo pod ścianą ustawia. Potem, tworząc półkolisko, wolnym a kolebiącym się krokiem otaczają i zaganiają ośmiu Starczynów i czterech Odprawców ku ofiarniczej ścianie. - Ci zaczynają krzyczeć przerażeni, a posagi solne coraz to więcej ich przygniatają do Skały. Ich świece gasną. Słychać jęki i skowyt konania. Potem coraz to mniej i mniej się Starcy odzywają, aż wreszcie zupełna cisza zapada. Leżą pokotem przy ścianie - Ludola do Solan podbiega i każdego dotknąwszy daje znak zaprzestania dalszej kary. Solanie odchodzą od ściany, zostawiając pod ścianą wał trupów purpurą i czernią odzianych. Oni z powrotem podejmują kobiałki. Krak wyciąga smoczą płachtę, do trupów ją wlecze, ciska ją na nie i mówi)

Jutro tego Smoka w jego własnej skórze pochowamy.

(Solanie ponownie ustawiają się w rząd i zaczynają się kolebać, a jeden nogą uderza w ziemię)

Oni chcą coś wyjawić, chcą nam coś powiedzieć. Ojcze, wysłuchaj ich.

(Ludola bełkotem pyta się Solan. Jeden z nich powolnymi ruchami podchodzi do Ludoli, ten obie dłonie kładzie na piersiach. Słychać daleki grzmot. To mowa jego, która daje się Ludoli zrozumieć. Skończywszy, niemowa na piersi swoje wskazuje. Krak przed nim klęka i ucho do nich przykłada. Powtarza krótkimi zdaniami, jakby czytał niewyraźne pismo)

... przynieśli sól... sól z łez zrodzoną... z łez zrodzoną... zrodzoną dla zrobienia mi zbroi... zbroi przeciw wrogom... w bitwach otwartych. Ale... ale nie przeciw zdradzie swoich.

(wstaje, wstępuje między Solan, oni zaś go otaczają ścisłym kołem. Rycerz bezgłowy, przyprowadzon przez Ludolę, wolnym a dużym krokiem sieje z kobiałki sól wokół koliska, jakby ziarno na roli, obchodząc Solan kilkakrotnie z Ludolą. Po chwili Solanie się rozstępują, a Krak pokryty małymi lusterkami, tak jak SamTam w Rozdźwierzu, wychodzi odziany w zbroję solną, daną mu przez Solan, z Toporłem w ręce wysoko podniesionym)

Ojcze Ludolo, podziękujcie Solanom za wszystko to, co dla Młodzi Ludów Sławii uczynili. Ode mnie za zbroję ze skamieniałych łez naszej wspólnej Niedoli zrobioną, także pokłoń się. Podziękuj wymownie za zbroję, co chronić mię ma od wrogiej Ciemnoty, a Słońce, męża Maci Atli, odbijać będzie ku Oświeceniu naszej drogi, ku Zjednanej Sławii.

(Ludola bełkotem swoim tłumaczy Solanom jego słowa)

A teraz, poproście tatusiu, żeby tu z nami na wieczne zostali, a do kopalń soli już nie wracali. Żeby, w razie ponownego powrotu Smoka i nagłej znów potrzeby, łatwiej ich znaleźć było. By byli gotowi nieść pomoc następnemu pokoleniu przeciw nowemu Smokowi.

(Ludola znów tłumaczy słowa jego Solanom)

Jeżeli tu na wieki zostaną, by straż trzymać nad tym świętym miejscem, gdzie prochy i kości tych są złożone, co dla Wolności Ludu i Zjednanej Sławii życia oddali - to im piękną świątynię wokół Jamy Smoczej zbudujem i nazwiem ją Duchtynią.

(Ludola dalej tłumaczy)

A za to, żeśmy Smoka zgładzili, Młódź spod jarzma starców tym razem zbawili i dla Sławii ją zbratali, zbudujemy dla wiecznej pamięci i Sławian otuchy, gród piękny na Bawolim wzgórzu i nazwiem go Krakowem!

(Ludola tłumaczy Solanom, oni zaś dają znak zgody dalekim pomruknięciem grzmotu. Ludola daje znak Krakowi ich zgody skinieniem głowy. Krak woła)

A więc, zostają!

(podnosząc Toporła, woła)

A teraz, do świątyni Hjeh Weha, do pajęczego gniazda Wielkapłana Ciuła!

Chór

Sława Solanom! Sława Solanom! Chwała im!

(wychodzą wszyscy. Światła są zebrane przez wychodzących ze ściany, a Solanie w zmroku pozostają świecący zielono. Ustawiają się pod ścianami Jamy Smoczej)

Zamrocze

+ + Poprzedni rozdział + + Spis + + Nastepny rozdział + +

+ + Ukryj menu + + Powrót do opisu + + Pokaż menu + +