Licencja Creative Commons Licencja Creative Commons Ten utwór utwór jest dostępny na licencji Creative Commons.
+ + Ukryj menu + + Powrót do opisu + + Pokaż menu + +

+ + Poprzedni rozdział + + Spis + + Nastepny rozdział + +

X. Odmrocze

Świątynia Hjeh Weha.

Na środkowej ścianie jest zawieszona olbrzymia zasłona kryjąca posąg Boga Hjeh Weha. Dwie boczne ściany stykają się z tylnią trochę w skośnym kącie, aby było widać, co się na nich dzieje. Na prawej stronie, na trzystopniowym, wzniesieniu stoi tron Wielkapłana Ciuła. W lewym rogu, dość wysoko, są wielkie drzwi z czarnym zupełnie tłem za nimi. W lewej ścianie bliżej sceny są umieszczone mniejsze drzwi.

Ciuł siedzi na tronie, którego tył ma ośm pajęczych ramion po ścianie rozpostartych, zaś jedna para, tak jak gdyby jego własna, oparta jest na poręczach.

W Świątyni są obecni: Wielkapłan Ciuł, Kapłan Kos, Wyroczyni i Zdradar. Ciuł siedzi na tronie, od którego wiodą białe nici pajęczyny i on sam jest nimi pokryty. Wyroczyni stoi przy nim i trzyma rękę na jego ramieniu. Kapłan Kos stoi przed tronem poniżej stopni i trzyma dłoń na głowie swego sługi.

Zdradar

Wina nie Pana mego była. Przez długi czas przychodziliśmy do świątyni, by Jego Szerokości złożyć sprawozdania ze wszystkich spraw Państwa, lecz Przydźwierny Jego Szerokości do dom nas odsyłał z powrotem, mówiąc, że Jego Szerokość śpi, albo odpoczywa po straszliwych trudach rządzenia Państwem.

Wieleśmy razy przybywali tu w nadziei wysłuchania, lecz nam nie dozwolono widzieć Jego Szerokości.

Wyroczyni

Innie opowiadał Przydźwierny! A co ty mówisz, Zdradarze, nie składa się z jego obroną.

Przez długi czas nie chciał słuchać moich i Wielkapłana rozkazów mówiąc, że Pan twój otrzymał od Jego Szerokości taki rozkaz, żeś ty rozkazał swym żołnierzom posłuszeństwa, by wedle rozkazu Wielkapłana Ciuła żadne rozkazy, prócz rozkazów Kapłana Kosa, nie były spełniane.

Dalej opowiedział nam nasz Przydźwierny, że miał drugie rozporządzenie, dane mu przez ciebie, by Wielkapłan Ciuł był zostawion w zupełnym spokoju. By nikogo, nawet mnie, kapłankę Jego Szerokości, tutaj nie wpuszczano, a jedynie strawę mu przysyłano - i to tylko przez głuchego niemowę.

Zdradar

Przydźwierny łże i za to kara mu się słuszna należy. Że to jest kłamstwo, to mój Pan, Kapłan Kos, tu zaraz poświadczy, jak i to, żeśmy tutaj do Jego Szerokości wielokrotnie przychodzili po rozkazy.

(Kapłan, Kos salutuje oboma dłońmi naraz)

Żądam zatem za Pana mego przywołania tutaj Przydźwiernego przed sąd Jego Szerokości!

Tego kłamcę musi się ukarać!

Wyroczyni

... na to już za późno, bośmy go martwego znaleźli dziś w łożu, więc przeciw wam nie będzie już świadczył.

Wielkapłan Ciuł

Odcięty byłem od świata, a od czasu, kiedym się obudził, nic a nic nie wiem, co się w Państwie dzieje.

Lecz, na szczęście, tak wiele i tak ważnych spraw jest do rozstrzygnięcia, że te, coby mię były doszły, musiałyby i tak długo na mnie czekać. Boć jestem strasznie przemęczony i wiele potrzebuję odpocznienia, a jeszcze więcej spania.

Wy może o tym nie wiecie, ale prowadzenie Państwa, to jest bardzo a bardzo trudna rzecz.

Zdradar

Czyż może być większa prawda?!... Tak, Jego Szerokości! Ja to wiem, jak trudna to jest rzecz.

Wielkapłan Ciuł

A widzisz, Zdradarze. To wszystko jest na mojej jednej głowie. Co by się stało, gdyby mnie wam zabrakło? Co by się z Narodem stało? Nawet na to wam trudno byłoby odpowiedzieć. Cóż by beze mnie Sławiańskie Narody poczęły? Ile by klęsk kraj nasz nawiedziło, gdybym zaniemógł na zdrowiu.

Toteż muszę się oszczędzać, muszę spać wiele i wiele odpoczywać.

Jedna moja głowa jest tyle, a nawet więcej warta od wszystkich głów całego Sławiańskiego Ludu. Tóż to ja ich losem rządzę, więc muszę więcej od was wszystkich razem odpoczywać. Więcej muszę dbać, więcej od was wszystkich razem - o zdrowie i spać więcej od was wszystkich razem.

Powinienem się gniewać na was obu. Lecz skoroście mię nie budzili, a sami dozorowali, zamiast mnie, nad tymi państwowymi drobiazgami, więc dobrotliwie wybaczam wam. A nawet zadowolon jestem z ciebie i Kapłana Kosa.

(Kapłan Kos salutuje po wojskowemu, dwoma rękami naraz)

Zadowolon jestem z niego, że wszystkim tak dobrze władał podczas mojego zasłużonego wyspywania się. Bo, widzicie, po wielkich trudach rządzenia Państwem powinienem wiele odpoczywać, a przede wszystkim stale spać.

Dbać muszę o swój wygląd także, o mą dobrą cerę i pozór młodości. Prawdaż, moja ty kapłaneczko, przecież ja zastępuję osobę całego Państwa moim wzorowym wyglądem.

(Wyroczyni uderza po męsku w ramię Wielkapłana Ciuła i potem kokieteryjnie się mili)

Wyroczyni

Wszystko, co ty... ty... chciałam powiedzieć, co Jego Szerokość mówi, jest prawdą niezgłębioną poważnie. Ale przyszłam tu po raz pierwszy od tak długiego czasu, dopiero teraz, po śmierci Przydźwiernego, by zawiadomić Jego Szerokość o bardzo ważnych wydarzeniach, grożących władzy naszej Wielkomory, Jego Szerokości i Wszepaństwu Biżymdów.

Wielkapłan Ciuł

Cóż się dziać może, że ja o tym nie wiem!?... Wszakżesz Zdradar mi wszystko za Kapłana Kosa przedkłada?...

Kapłan Kos

(schyla się w pół i wojskowo dwoma rękoma salutuje)

Zdradar

Niczegom nie staił, a wszystko powiedział...

Wyroczyni

Jeżeli Zdradar za Kapłana Kosa o tem nie powiedział, to jasnym jest, że o tem nie wiedział. A przeć wiedzieć, co się w kraju dzieje, jest jego służbą. Widać, sami nie wiedzą, że niebezpieczna rzecz się stała, którejśmy się nigdy nie spodziewali pod naszymi rządami, a to, że Wybrańcy na Ofiarników z tej pory sami na Skałkę się nie stawili, co jest wręcz nieposłuszeństwem wobec władzy Wielkomory i Państwa Biżymdów.

Wielkapłan Ciuł

... i mnie o tym nie powiadomiono? A czy Wielkomorę tą wieścią ruszono? A czy trop za nimi już rozpoczęto?

Ja sam o tym wiedzieć przeć nie mogę, bo odpoczywać muszę, ... przecież ... spać muszę w mojej spale.

Zdradar

Wiedzieliśmy o tym, lecz właśnie budzić nie chcieliśmy Jego Szerokości. Alem Wybrańców Hjeh Weha schwytał znienacka i już na Skałkę żołnierzami odstawił.

Wyroczyni

Tak, tak, ale to nie starczy, bo tego jest zaledwie początek, co chciałam tu donieść. Temu sprzeciwowi, ustanowionych zwyczajów i przeciwstawieniu się woli naszej władzy, jest winien Krak z Ojcowa, syn Ludoli, tego samego, co oddan był wiele lat temu Ukarze. Lecz, że kuje dusze żelazne dzieciom sługojów, zostawion był przy życiu.

Wielkapłan Ciuł

Wiem! Znam! On jest jedyną moją udręką. Ludolę żywym nadal musimy zostawić, bo nie mam innego duszkowala, kto by jego miejsce i kuźnię prowadzić potrafił.

A... tak, tak! Co więc się to dalej stało?

Wyroczyni

Stało się coś, co lęk, tu na wzgórzu Bawołu, w serca nam rzuciło. Ten Krak i trzech jego współwybrańców żywcem byli odbici ze Skałki, a kilku żołnierzy zabitych.

Wielkapłan Ciuł

Co? Odbici?... Odbici nam ze Skałki?

Kto tego dokonał świętokradztwa?! Kto mógł się ważyć igrać z mą Wielkomorą i stanąć przeciw władzy Biżymdów?!

Wyroczyni

Dwojako mówią Jego Szerokości! Lud sobie taką plećbę opowiada, że jakiś tam Białorzeł - niby to orzeł tego tu Ludu sługojów - po niebie przyleciał. Że kilka razy na Skałkę zlatywał i za każdym razem jednego z nich w szponach unosił. Opowiadają se ludzie, że Kraka i jego trójkę poznać można po postrzępionych ramionach, co im orzeł szponami poszarpał.

Ale my mamy innego języka. My w tego Białorła nie wierzym. Nasi legawi donieśli, że to była jakaś banda mścicieli tajemna, co się Białorłem przezwała. Ona to Wybrańców nam odbiła.

Donieśli też legawi, że ten znany plećbiarz, co Bajbajocem jest zwany, jest pośrednikiem tajemnym między Młodzią całej Sławii, a tą bandą Białorła.

Ten Bajbajoc sypiał niedawno w małej świątyni Hjeh Weha. Kapłani widzieli, że składał tam w ofierze wosk na świeczki dla naszego Boga. Myśleli w wielkiej uciesze, że ten najtwardziejszy odszczepieniec ku Hjeh Wehowi, teraz się nawrócił. Lecz raz go przyłapano, że to nie ofiarę on z wosku czynił, lecz, że uszy sobie z niego wypraszał. Przychwycony na znieważnym uczynku powiedział, że nie chce świata zabrudzać wykruchami z ucha, dlatego tu je w naszej ofiarnicy zostawiał. Potem żeśmy go stamtąd na zawsze przegnali i nie wpuszczamy do wnętrza już więcej.

Pytam się zatem!, dlaczego to Kapłan Kos nic o tem nie wiedział?

Wielkapłan Ciuł

     (do Zdradara)

Cóż ty tak milczysz za swojego Pana, Zdradarze? Wy za to wszystko przed Wielkomorą ciężko odpowiecie! Hwah-Dykan mści się za nieposłuszeństwo.

Zdradar

Wiedzieliśmy o tym wszystkim, Jego Szerokości! Lecz budzić nie śmieliśmy z wielce zasłużonego wyspywania, bo tylko my jedynie wiemy, co to za wielkie trudy są w rządzeniu Państwem.

Nie tylko chronimy Twoich wywczasów, lecz musimy także chronić Jego Szerokość przed wszelkimi troskami! Bo cóż, cóż się z nami i naszym nieszczęsnym Narodem stanie, jeżeli nam zabrakłoby Jego Szerokości? Ja się pytam?

Wielkapłan Ciuł

No! - temu się nie da przeczyć. Tak, tak, pamiętam, że takiem wydał wam rozporządzenia: żeby wszelkie troski trzymać zdala od Mojej Szerokości. Wzruszon jestem głęboko znakiem wierności twego Pana o moje zdrowie i wygodę moją.

Wyroczyni

O to zdrowie wszyscy się troszczyć musimy. O zdrowie Jego Szerokości błagać Boga i chronić od przepracowania. W sprawach mało ważnych nie godzi się budzić Jego Szerokości.

Lecz, ja tu w nagłych, a bardzo ważnych sprawach przychodzę, a dziś nareszcie mogę się do świątyni dostać. Bo, jak widzę, Kapłan Kos nic nie wie, co się w Państwie dzieje.

(on salutuje dwuręcznie)

To, com dotąd tu opowiedziała, dopiero początkiem jest klęski, jaka grozi naszej władzy nad sługojami i Państwu Biżymdów.

Przychodzę z rozpaczą w piersi, bo widzę - nie - bo przewiduję, jako Wyroczyni, upadek władzy Wielkomory Starców nad Młodzią sługojów, co w końcu będzie zupełnym się wyrwaniem spod naszej ręki - tych niewolników...

Teraz Lud sługojów będzie sobie opowiadał o klęsce zadanej naszej władzy. Teraz będzie prawił o ucieczce Wybrańców i ich nieposłuszeństwie. Dowiedzą się Młodzi i ich Lud o zmowie Starców. Wykryją bycie Wielkiej ich Komory.

Wieść się rozniesie wśród Młodzi Ludu, że Smoka już nie ma..., że zamiast niego... to Zjednoczeni Starcy potrzebują ofiar.

Z Bawolego wzgórza nas sromotnie zegnają, a Młódź władzę weźmie w swe ręce, zaś nas od życia odsunie na smentarzyska...

Wielkapłan Ciuł

* Hebrajskie - "Pętla" do wieszania.

Ach, droga Rebeko!*

Troskę twoją przynosisz w bardzo ważnym czasie. To, co opowiadasz, jest srogiej ważności. My, jako słudzy Wszechpaństwa Biżymdów, zdać będziem musieli sprawozdanie z tego. Bo, jak dowiedzą się o załamaniu naszej władzy, to wyślą przeciw nam swe ławy wojenne, kraje tutejsze najadą, straszliwie wyniszczą, a my, jako starzy, odesłani będziem do kostnicy modlić się do Boga Hjeh Weha o lekką śmierć... Pójdziem potem w niełaskę nie tylko Biżymdów, lecz i własnego Ludu i Młodzi jego...

Jeśli o tem nawet Lud już szerzy plećby... jeżeli już tak źle jest w kraju to,... to,... to,... co robić?! Co robić wypada nam teraz? Cóż ty na to Kosie?... Czemuż ty niczego nie radzisz?...

Zdradar

(wolno i ostrożnie)

Śmiem Jego Szerokości przypomnieć, że pan mój, Kapłan Kos nie mając głowy nic i nikomu radzić nie potrafi. Jest on bezradnym przecież i dlatego jest tak dobrym sługą Jego Szerokości.

Mój Pan jedynie cudzą myśl może wykonać i tę nawet, też nie on sam, lecz jego żołnierze posłuszeństwa. Więc... skoro... jeżeli śmiem powiedzieć... wszystko, co jest mówione do Pana mego, musi przecież przejść pierwej przez moją głowę. Więc... niech będzie mi wolno z mą radą za niego wystąpić.

Wielkapłan Ciuł

Mów śmielej zatem za twego Kosa. Chwila jest sroga, a pomoc mądra za wcześnie przyjść nie może. Mów zatem, jeśli masz coś pomocnego, a ja rozważę twą radę.

Zdradar

By Lud nie mnożył bajd o tem, co się stało, o tem, co się dzieje i może się stać..., by nie gadał po kryjomu w polu, w lesie, w domu, we dnie, ni też w nocy..., aby nie szerzył prawdy we śnie, ni na jawie... by Lud i Młódź jego pewnego dnia nie dowiedziała się o Wielkomorze starców, co trzyma

* cenzura

władzę nad sługojami - zabronić trzeba ludziom wszelką mowę.*

Niech przez rok lub dwa nikomu mówić nie będzie wolno!... A kiedy niczego mówić już nie będą, wtedy i prawdy także nikomu nie powiedzą. Wówczas nikt nikomu niczego nie powie, bo się sam znikąd niczego nie dowie.

Jak przestanie Lud mówić, to i myśleć przestanie, a wtedy - zapewnioną będzie władza naszym starcom nad Narodem.

Wielkapłan Ciuł

Ach! toż to zbawienna dla naszej władzy rada. Zabronić Ludowi mówić i zabronić myśleć!!! Czyli zabić w nim serce?!

Wyroczyni

... to jest pewny sposób, zapewnienia naszej władzy nad sławiańskimi sługojami zakazać myśleć przez zakaz mówienia!

Wtedy nie tylko starcy ale już i trupy nimi rządzić z łatwością potrafią!... bo sami grobami będą!

Wielkapłan Ciuł

No! - a cóż ty, Kosie, na to?

Zdradar

Jego Szerokość się pyta, a... aby na to pytanie odpowiedzieć, trzeba mieć - głowę. Trzeba do głowy sięgnąć po zgodę. Mimo, że Jego Szerokość pyta o to Pana mego, ja jednak jestem jego głową. Jeżeli Jego Szerokość mi pozwoli, to rozkażę Panu memu, by się na to zgodził, na co się sam zgodzę, bo on jedynie potrafi się zgadzać, jak przystało na cnotliwego wykonawcę Hwah-Dykanu

Wielkapłan Ciuł

Zgodę mą masz. Uczyń, jak radzisz sam!

Zdradar

(ułożywszy dłoń swą przed ustami mówi w nią)

Kapłanie Kosie! - zabronisz przez swych żołnierzy posłuszeństwa i tajnych legawców, jakiejkolwiek mowy całemu Narodowi i nie tylko tutejszemu, lecz we wszystkich sławiańskich ziemiach.

Prócz tego, przez swych uczycieli i wszelkich świątynnych modlisów, zabronisz Młodzi sławiańskiej myślenia na czas młodzieńczości.

(trzymając dotąd rękę na głowie Zdradara, Kapłan Kos wysłuchawszy rozkazu, oboma rękami salutuje i schyla się uniżenie do pasa)

Wyroczyni

Dzięka Bogu Hjeh Wehowi, ta sprawa jest załatwiona. Lękam się jednak przemęczać Jego Szerokość i prawie że nie śmiem prosić jeszcze o wysłuchanie najważniejszej sprawy, bo tyczącej Wszepaństwa Biżymdów i Jego Szerokości.

Przybiegł słaniec z granic Sławiańszczyzny, co jeno Jego Szerokości chce nagłą sprawę wyjawić. Przybył w wielkiej nagłości, aż stracił dwa konie po drodze.

Wielkapłan Ciuł

Jaż tak zmęczony jestem temi ważnemi sprawami Państwa i skończyć bym rad bym naszą naradę, lecz trwać jeszcze trochę muszę, bo jeżeli - jak mówisz - ta sprawa Biżymdów Wszepaństwa dotyczy to,... to jest sprawa nagła i jeszcze ważniejsza, a odkładać jej pod karą śmierci nie wolno. Uszy i oczy Hwah-Dykanu są wszędzie.

Wyroczyni

Zdradarze! - odejdź zatem teraz z Kapłanem Kosem, bo to już nie będą sprawy Państwa sławiańskich sługojów lecz ważniejsze, bo Wszepaństwa Biżymdów.

Wielkapłan Ciuł

Nie! Nie! Zostań tutaj z nami! Jestem znojami władzy przemęczony, więc zostań z nami i swą radą służ. Skądkolwiek da się nam rady zasięgnąć, stąd trzeba ją brać. A czy ten słaniec jest tutaj? Tu niech zaraz wejdzie!...

(Wyroczyni zasuwa zasłonę przed Wielkapłanem Ciułem, tak że tronu, ni jego samego nie widać. Wyroczyni uderza w dłonie. Sługa zza drzwi wychodzi, ona mu dłońmi daje znak, by przybysza wprowadził. Goniec za chwilę wchodzi szybko cały zabłocony i pokryty kurzem. Pada na kolana twarzą do ziemi, na dłoniach wsparty czeka w milczeniu)

Wyroczyni

Chodź bliżej! Chodź przed oblicze Wielkapłana Ciuła.

(goniec zbliża się na czworakach do niej stojącej na pierwszym stopniu przed tronem)

Mów! Jakie wieści?...

Legawy

Miano moje jest Legawy. Jestem Kapłanem w ukryciu, tak, w takim to przebraniu dla zmylenia śladów. Wysłanym był do Wszepaństwa Biżymdów, by pod moją pieczą i moich żołnierzy wywieźć z ziem sławiańskich doroczną daninę.

Jużeśmy dojeżdżali do sławiańskich rubieży z "trupem zasłużonego w Bogu Hjeh Wehu" na wozie, kiedy nagle napadnięci byliśmy przez gromadę wyrostków.

Kilku żołnierzy posłuszeństwa nam zabili, a "trupa zasłużonego", z całym skarbem w nim ukrytym, odebrali. Musiał im widocznie ktoś z tutejszych kapłanów tajemnicę skarbu wyjawić, bo wręcz rozłożyli go na polanie, żywot z powrotem rozpruli i - jakby znali już drogę - sięgnęli po skarb wewnątrz niego zaszyty, a potem jak z kosza na ziem wytrząchneli.

Skarb cały wybrali, a nam próżnrgo trupa z powrotem oddali. Przed odjechaniem, zabitemu koniowi żywot rozpruli i mnie tam samego siłą wrazili i Biżymdom zawieźć mym żołnierzom kazali, jako teroczną daninę.

Wielkapłan Ciuł

Kapłanko Rebeko! Zapytaj się go, czy wiadomo mu, kto byli złoczyńcy?

Wyroczyni

Jego Szerokość, Wielkapłan Ciuł, pyta się, bym ciebie spytała, czy wiesz, kto byli ci zbóje.

Legawy

Jego Szerokości! Byli to...

Wyroczyni

Milcz! Nie można, nie można! Tobie tylko do mnie mówić, a ja, co powiesz - powtórzę.

Legawy

Czcigodna Kapłanko! Byli to ludzie nam obcy, aleć my właśnie tu obcymi jesteśmy. Jeno nam nie byli wcale znani, bo my, choć Sławianie, to jednak w niewoli u Biżymdów w Hwah-Dykanie zrodzeni. Dlatego to nam zawierzają pieczę nad tym skarbem w "trupach zasłużonych".

Złoczyńcy byli wszyscy bardzo młodzi. Zabili mi jeno starych żołnierzy, a młodych żywcem puścili. Mnie teżby do Boga Hjeh Weha odprawili, jeno ich czołownik kazał mię w konia zaszyć i Biżymdom słać. Zamiast skarbu chciał mię im odesłać.

Zwali go Krukiem... a to chyba nie miano było,... jeno dla ukrycia...

Zdradar

Więc To był Krak i stado jego orlaków!

Legawy

Śmierć jest teraz dla nas jedyną ucieczką od kary, bo Wszepaństwo Biżymdów i tak ją nam wymierzy za stratę skarbu. Władze Impapatora wiedzą już oddawna, że właśnie teraz mieliśmy w "trupie zasłużonego" przywieźć ten Wielki Zielony Kamień. Ci złoczyńcy zabrali nam ów Kamień...

Wielkapłan Ciuł

Co?! - Kamień Zielony zabrany?!... Toć jam go Impapatorowi słał!...

Legawy

Tak! Zabrali Zielony Kamień wielkości mej pięści!

Wyroczyni

(spokojnie)

Bracie Legawy, możesz teraz odejść! Wypocząć, odżywić ci się godzi na Bawole. Pozostań na wzgórzu, aż znów wyślemy cię z tym samym skarbem, lecz już w nowym "trupie" do Hwah-Dykanu.

(Legawy odchodzi na czworakach, tyłem się cofając. Po jego zniknięciu Wyroczyni odsłania Wielkapłana Ciuła)

A teraz pytam się Jego Szerokości, czy to był ten Zielony Kamień?

(pokazuje wyjąwszy go z zanadrza)

Wielkapłan Ciuł

O Boże! O Boże Hjeh Wehu! Droga moja Rebeko!... Czyżbyś miała go już z powrotem?!... Jakżeś ty go sobie zdobyła?!...

Wyroczyni

Przypuszczam, że tego także, Kapłan Kos ni Zdradar, nie wiedzą! Więc opowiem Jego Szerokości! Ale z góry przestrzegam, że - choć jest to dobra nowina - to nie koniec jest nieszczęściom, które tu opowiem.

Niedawno temu, kiedy kapłani nocą we Smoka się przybrali, by strachem pognębić sługojów, znaleźli oni obchodząc Bawole wzgórze, owczą skórę wypchaną pieniędzmi. Kłócąc się o owczą skórę rozerwali ją, rozsypując pieniądze po stoczach. Każdy z nich chciał najwięcej ich sobie zagarnąć! Pobili się srodze, a trzech nożami zażgali!

Nikt dotąd nie wiedział, jak się ten skarb na Bawole znalazł. Ci, co najmniej zebrali pieniędzy, zdradzili mi tamtych. Jeden opowiedział, że któryś z tamtych, ten tu Zielony Kamień tajemnie ukrywa. Więc po kolei każdego podczas jego snu obmacałam i łoże mu przeszukałam i teraz oto Zielony Kamień Jego Szerokości oddaję!...

Zdradar

Tę owcę na Smoka także Krak zastawił!

Wielkapłan Ciuł

Pocóż by Krak skarb taki zostawiał na wzgórzu?

Wyroczyni

On jest, młody, więc nie dba o skarby. Musiał ten skarb, zostawić z jakiegoś powodu i dla jakiegoś celu, który więcej ceni od złota i Zielonych Kamieni.

Zdradar

Tak właśnie jest! Ach, teraz widzę, że on Młódź Ludu przeciw Jego Szerokości burzy. Bo kiedym go pod ostrzami żołnierzy posłuszeństwa na Skałkę prowadził, to otwarcie powiedział gromadzie swych Młodych, że idą zbawić Ofiarników, gdyż Smoka już nie ma, więc nie będzie już ofiar.

Ale to mu się nie udało, bo wracam z Jamy Smoczej i Ofiarnicy właśnie w tej chwili już są odprawieni w zaświaty.

Wielkapłan Ciuł

Śmierć temu złoczyńcy najśpieszniej trza zadać, a Ludowi zabronić mowy i myślenia, bo jeżeli w Smoka wierzyć przestaną jakże będziem władcami?!... Jak Lud utrzymać zdołamy?!...

Wyroczyni

I ja pytałam się, pocóż by Krak ten skarb na stoczach Bawołu zostawiał, wiedząc, że rano go już tam nie znajdzie? Lecz teraz wiem, że właśnie o to mu chodziło. Bo jeżeli "trupa" pierwej naszym żołnierzom odbił ze skarbem, a potem mówił swoim Młodym, że Smoka już nie ma, to przemyślnie owcę - niby to w ofierze - pieniędzmi wypchaną zamiast mięsem, Smokowi postawił, a gdzieś z ukrycia pokazał swej zgrai, jak się nasz Smok za złotem po stoczach uganiał. Pokazał im Kapłanów goniących za złotem, by przekonać Młodych o zbędności lęku.

Zdradar

Teraz, to i ja tak myślę, że Krak podebrał ten skarb z żywota trupiego na to, by Smoka Młodym wyjawić. Zielony Kamień jest tego dowodem! Widzę w tem zmowę tajemną przeciw władzy Jego Szerokości, przeciw Wielkomorze Starców Zjednoczonych i Wszepaństwu Biżymdów.

Wyroczyni

... i przeciw memu Bogu - Hjeh Wehowi. Bo jeżeli Krak wiarę w Smoka zniweczy, to nas się ten Lud sługojów bać więcej nie będzie. Wówczas Lud odwróci się od Boga Hjeh Weha i wróci do swojego wybłędy ŚwiatOwida, który niczem nie straszy swych wiernych.

Straciwszy Smoka, stracimy władzę nad sługojami, a kiedy Bóg Hjeh Weh opuści te ziemie - oby tak się nigdy nie stało - to i Wszepaństwo Biżymdów z granic Sławiańszczyzny wyparte zostanie, a świat się dowie, kto wojny narodom wyrządza!...

Wielkapłan Ciuł

... Widzę,... żem spał w Spale za dużo, bo czuję nagle,... że wszystko nam się spod nóg zaczyna usuwać... Trzeba wszystko robić!... trzeba, wszystko, wszystko... by, by... jeżeli już nie jest zapóźno. Ale co robić?... Co robić?... Co czynić radzicie?... Co ty radzisz, Zdradarze?!...

Zdradar

Jestem tylko sługą. Kapłana Kosa. A słudze, rady dawać Jego Szerokości, jakoś się nie godzi. Gdybym miał inne... inne stanowisko... może wówczas by się godziło mą radę wysunąć. Mnie,... jako słudze się nie godzi... Jego Szerokości...

Wielkapłan Ciuł

Wiesz! - jest sposób na to! Mianuję cię... mianuję... w tej chwili... na miejsce twego Kosa!

Jesteś zatem Kapłanem nad żołnierzami posłuszeństwa! A Kosa... rozkażę go ściąć!

Zdradar

Przypominam Jego Szerokości, że Kos głowy nie ma, więc ściąć się go nie da.

A jak długo Jego Szerokość - oby najdłużej nam swą jasnością władała - jest Najwyższym Kapłanem, tak długo Kos musi zostawać przy życiu. Jak długo mamy żołnierzy posłuszeństwa, tak długo tylko od niego będą przyjmowali naszą władzę, to jest władzę Jego Szerokości. Bez Kosa przy mnie, żołnierze nie uwierzą w mą władzę nad nimi.

Wielkapłan Ciuł

Każ mu zatem odejść, by nie sterczał nam jak była zasługa.

(Zdradar jedną dłonią rękę Kosa sobie na głowie kładzie, a drugą przed ustami trzyma i mówi w nią udając glos Wielkapłana Ciuła)

Zdradar

Kapłanie Kosie! Już skończyliśmy! - A teraz odejdź, boś więcej już niepotrzebny!

(Kapłan Kos salutuje oboma rękami naraz, potem rozkłada ramiona szukając wokół siebie Zdradara, gdyż ten opuścił obie, a teraz bez niego znaleźć nie może drogi do wyjścia. Aż wreszcie Zdradar bierze go za rękę i wyprowadza przez wielkie drzwi z czarnym tłem. Przeszedłszy próg i wyprowadziwszy Kosa, wraca sam i staje przed Ciułem)

Wielkapłan Ciuł

Mów zatem, co radzisz... Kapłanie Zdradarze!

(Zdradar nadęty i z wielką godnością prostując się zbytnio w tył podnosi głos zbyt wysoko, skończywszy nagle z potulnością)

Zdradar

Radzę najpierw, jako Kapłan Zdradar, pierwej w polskim kraju, a potem i w reszcie sławiańskich ziem i narodów, zabronić mówienia i myślenia. Radzę zabić Kraka, a na Młódź Narodu urządzić nagonkę, by ją do naszych podstępnych zamiarów zaprzągnąć. Posłać psa za jeleniem, a potem damy im flaki i ochłapy.

A jeszcze dziś żądam, jako kapłan Zdradar, Krakowego trupa wywieszenia, by tam na dole, poniżej wzgórza Bawolego na brzegu Wyszły, pokorę nową wymusić na polskich sługojach, Młodzi przestrach zapuścić do serca, a psom i muchom krwawą ucztę zgotować!

Właśnie przed moim przybyciem tutaj na naradę z Tobą, Wielkapłanie Ciule, byłem w Jamie Smoczej, gdzie rozporządziłem wzmożoną wartę. Już Ofiarnicy teraz są na łonie Boga Hjeh Weha, a Jego Szerokość ma nowe narączka białych, nieskazitelnych kości, gotowych do ciułania, by dodać je do przyszłego budulca Wieży Zbawienia.

(tu Zdradar głośno się śmieje. Ciuł i Wyroczyni zarażają się śmiechem i wszystko troje wielce się zaśmiewają)

Wyroczyni

No tak! tak! Ale Kraka trzeba natychmiast przydybać, by znów nie było zapóźno!

Zdradar

Już ja go znajdę łatwo! Miłuje on ojca swego Ludolę tak wiernie, jak pies. Kiedy by go inni na próżno po całym kraju szukali, ja go sam odnajdę, czekając na niego w Ojcowie wedle kuziennej groty... Co to za hałas?!... Cóż to za krzyki?!...

(słychać wrzawę na zewnątrz świątyni. Wpada kilku kapłanów. Wyroczyni śpiesznie zakrywa zasłoną Wielkapłana Ciuła)

Jeden z Kapłanów

Wasza Szerokość! O! Wasza Szerokość! Wielka gromada świątynię opada. Wielka gromada wyłamuje wrota! Zabili kilku kapłanów,... żołnierze nasi z nimi się złączyli! O! O! O! Już do świątyni drzwi wyważają!

(znów z lewych mniejszych drzwi wpada kilku kapłanów. Otaczają zasłonięty tron Ciuła, bo Wyroczyni daje im rozkaz ustawienia się. Krak wbiega z gromadą Młodych, a za nimi żołnierze i ludność. Młodzi mają toporki i tarcze i ustawiają się półkręgiem. Wyroczyni stoi na pierwszym Widocznym stopniu ukrytego tronu)

Wyroczyni

(krzyczy)

Opuścić progi świątyni! Precz stąd świętokradcy! Opuścić przybytek Boga Hjeh Weha i Wielkapłana Ciuła, zanim uczynię zaklęcia straszliwe!

Jeśli nie opuścicie świątyni, to wezwę Smoka przeciw wam sługoje!

Młodzi

(wybuchają śmiechem, a jeden woła)

Ciebie, wiedźmo, Smokowi oddamy!

Wyroczyni

Kraku! złoczyńco wielu grzechów przeciwko Wszechpaństwu Biżymdów, opuszczaj świątynię Boga Hjeh Weha! I tak jesteś już na karę śmierci wyznaczon! Opuść świątynię, by śmierci na twych ludzi nie ściągnąć!

Młodzi

(znów wybuchają wielkim śmiechem, a jeden z nich krzyczy)

Już Lud się dowiedział o Wielkomorze Zjednoczonych Starców! Jużeśmy Wielkomorę i jej starczynów Smokowi oddali!

Już padli zdrajcy Ludu, a słudzy Biżymdów!

(Krak rozglądając się, nic nie zważa na Wyroczynię. Nagle spostrzega z tyłu za półkręgiem Młodych, Kapłana Kosa, samotnie wracającego w wielkich drzwiach na lewo, na czarnym tle, wymacującego drogę przed sobą. Krak biegnie ku Kapłanowi. Młodzi za nim się obracają. Krak chwyta Kosa za rękę trzymając ją w tyle za plecami wykręconą, zmuszając go w ten sposób, by stał spokojnie)

Krak

Tu macie Kosa, co przez swych powierników klęski naszemu Ludowi stale powodował sioła palił bydło truł w oborach, dzieciom chorość zapuszczał, śmierć tajemną z miodem lub przy studni z wodą mieszał zboże na pniu palił, a przez swych Kapłanów Ludowi kazał mówić, że to Smok karę stroi za naszą niepotulność i za zbyt małe datki! On to rządził, on śmierć na Ofiarników zsyłał!

(Zdziera drewnianą głowę Kosowi z ramion, a ten nadal stoi nie wiedząc o tym. Krak go puszcza, ten znów drogę wymacuje rozstawionymi rękami. Kapłan Kos ma właściwą głowę owiniętą pluszem, tak że jej nie widać na czarnym tle po zdjęciu sztucznej)

Chór

(z wielkim zdziwieniem szepcze)

On bez głowy rządził! - bez głowy! - bez głowy! - bez głowy!...

(Krak obala Kosa i uderzeniem topora na ziemi dobija. Kapłani podnoszą krzyk. Kos znika za progiem upadłszy na ziemię.

Krak zbiega ze stopni drzwi i wolnym, a znaczącym krokiem, zbliża się do Wyroczyni otoczonej Kapłanami)

Wyroczyni

Zbrodniarzu! - nie waż się tutaj zbliżyć! Klątwa moja cię natychmiast oślepi, jeżeli wstąpisz na te stopnie!

(rozpościera ramiona, by Wielkapłana Ciuła sobą zakryć. Krak i Młodzi roztrącają Kapłanów, Krak wchodzi na stopień tronu. Wyroczyni wrzeszczy)

Kto ze zwykłych ludzi spojrzy na oblicze Wielkapłana Ciuła, ten śmiercią rażon będzie!

Krak

Aaaaa! To tam kryjecie Ciuła waszego. A jam do ciebie zmierzał!

(odtrąca ją wrzeszczącą przeraźliwie, a Kapłani, zakrywszy sobie twarze dłońmi, żebrzą lękliwie, by nie odsuwał zasłony. Krak ją jednak rozsuwa, a Młodzi ją zupełnie zrywają. Na tronie siedzi przerażony Ciuł, a w rogu tuż za tronem przykucnięty Zdradar)

Jak widzę obaj na tronie siedzicie, jeden za drugiego się chowa. Zatem, który z was na tym tronie rządzi? Ty, worku sadła, czy ty, ryży karle?

Więc to ty, Ciule, ciułasz kości sławiańskich Ofiarników, na twą przyszłą Wieżę Zbawienia.

(mówi do Młodych)

Tu, przed sobą, macie krwawego potwora, co sam się nigdy kroplą krwi nie splamił! Tu nareszcie macie ową zmorę, co Wolność z dziejów Sławii wysączał i klerozą zaprawiał!

To jest pośrednik między naszą Niedolą, a Wszewładzą Biżymdów! On to śle "trupy zasłużonych zdrajców" do stolicy Biżymdów, wypchane pieniędzmi!...

Wielkapłan Ciuł

Słyszała Moja Szerokość wiele rycerskich czynów o Tobie, Kraku młodzieńczy... żeś wielce odważny i żeś - jak widzę wolny ze Skałki się wyrwał.

Moja Szerokość również widzi, żeś nawet Ofiarników z Ofiary Smokowi odebrał. Moja Szerokość jest z Ciebie wielce ucieszona taką rycerskością... boć mało jest ludzi bohaterskich, co się niczego nie boją.

W mej łagodności już Ci ja to wszystko wybaczyłem i karał Cię za to nie będę, jeżeli natychmiast Świątynię opuścisz. Jeżeli posłuchasz i stąd odejdziesz z twymi rówieśnikami, oddam Ci wysoki urząd w naszym Państwie, ku czemu nasz nowy zastępca Kapłana Kosa, ten tutaj Kapłan Zdradar ma już dane przeze mnie rozporządzenie.

Wszepaństwo Biżymdów przyjmie cię na sługę wiernego, lecz wierności teraz musisz dowieść, zostawiając nas tu samych.

Krak

Moja Młodość o tobie, stary zbrodniarzu, również wiele słyszała! Zbyt wiele potworności jest twoim zrządzeniem, bym był tak łagodnym dla ciebie, jak sobie obiecujesz.

Kary zasłużonej sam ci wymierzał nie będę. Niechaj ci Lud sam ją odmierzy wedle gniewu, jaki wzniecić w nim potrafię. Mnie zaś przekupić, tak jak ciebie, się nie da!

Wielkapłan Ciuł

Opuść jednak świątynię Boga Hjeh Weha! Nie bezcześć jej...

(wskazuje wielką zasłonę)

w Jego obecności!... Nie zasmucaj Go świętokradczą swawolą...

Nie powoduj Nam boleści i zejdź z tronu Naszego, bo to jest tron Mój, czyli Namiestnika Bożego! Odejdź sprzed oblicza Boga Hjeh Weha!!!

(Ciuł widząc, że prośby nie wywołują pożądanego skutku, że Krak i wszyscy Młodzi z żołnierzami śmieją się z niego, woła do Zdradara)

Zdradarze! Kapłanie Zdradarze! Pokaż mi, że ty jesteś teraz na miejscu Kosa i mym Namiestnikiem! Rozkaż tym żołnierzom, by stąd wypędzili tych świętokradźców.

(Krak Zdradara z kąta wyciąga i kopniakiem zgania ze stopni tronu)

Krak

Idź, karle, wołaj twych żołnierzy!

(wszyscy wybuchają śmiechem)

Idź i Smoka przywiedź ku waszej i Biżymdów pomocy.

(Zdradar jednak, obawiając się być otoczonym przez Młodych, z powrotem wraca do stóp Wielkapłana Ciuła i przy nim przykuca. Krak już dalej nań nie zważa i mówi)

Państwo nasze dotąd było rządzone przez bezgłowy tułów Kapłana Kosa, który był ślepo posłuszny temu tutaj karłowi, dziś - jak widzę - nowemu następcy jego i obdarzonemu wysokim Kapłaństwem. Karzeł ten oszukiwał Wielkapłana Ciuła, a Kapłan Kos wysłuchiwał karła. Zdradar należy do tej samej rasy, co i ten Leszek ze Wszędzina.

Jest on jednym z tych, co duszy nie dostali od ojca Ludoli, ni obdarzeni są darem "Świętego Oburzenia" - cechą Młodości od matki Gniewatry. Jedynym darem jego jest zdrada, od której wywodzi swe miano.

A ten tutaj, worek stopionego sadła, jak pijawka Lud z krwi, życia i Wolności stale pozbywał. Haniebny sługa wrogów sławiańskości. Zdrajca swej własnej rasy!

A ta tutaj jest "Wyroczynią", wywodzącą się z Biżymdów tak, jak wiara Hjeh Wehjan z pustyń Afryki i rasy czarnej.

Wyroczyni

(złośliwie)

Wy zaś jesteście naszymi sługojami!...

Wielkapłan Ciuł

Milcz, sławiański niewolniku! Śmierć twa jest bliższą od mojej, a ławy wojenne Biżymdów już w kraj polański cichaczem wkraczają.

Krak

(wskazuje na kapłanów zebranych wokół tronu i krzyczy:)

Tu jest wasz Smok, co straszył na wzgórzu Bawolim, a teraz roi się rozebrany!

To jest robactwo naszego rozkładu! To jest grzyb duchowej klerozy!

To jest sposób twojego wymusu, krwawy potworze!, twój pożerający Smok, niszczący najszlachetniejszą Młódź Sławii, a tyś jest dwulicym zdrajcą własnego Ludu i płatnym najmitą Hwah-Dykanu.

(krzycząc ostatnie słowa chwyta Ciuła za gardło i z tronu wyrywa, wyciągając go naprzód. Toporłem się nań zamierza, by zadać mu cios, lecz ręka mu prawa zawisa w powietrzu... Bo oto spostrzega, że Ciuł nie ma wcale ramion, a te, co były oparte na poręczach tronu, były tylko częścią pająka ramion, stanowiącego tył siedzenia. Krak cofa się przerażony i opuszcza Toporła.

Cisza zalega świątynię. Wszyscy pochyleni ku przodowi postępują wolno parę kroków ku tronowi. Krak szepcze)

Krak

... to... ty nawet ramion nie masz?!... A ofiaryś sobie z mych braci stroił?...

Potęgą byłeś, choć-żeś jako niemowlę był karmion?!... Lud mój dzierżyłeś podstępem... z tą tu ladacznicą?! Duszę dzieci jadem narodowych nienawiści przesycałeś!...

(coraz głośniej)

Ludu dzieci nauką czarnych niewolników zniewalać kazałeś! Z nędzy ludu i jego ciemnoty ciułałeś bogactwa, a potem zamiast flaków - w "trupach" Biżymdom słałeś? Nam zaś kośćmi - słyszysz? - ... kośćmi sławiańskich Ofiarników Jamę Smoczą wypełniałeś!,... drogę w zaświaty stroiłeś!

(wszyscy, nawet i kapłani, teraz szepczą chórem)

Chór

Ramion nie ma, bezradny jak glista, a wszystko dzierżył... dzierżył... dzierżył...

Krak

Cały sławiański Lud dzierżył w niewoli, Biżymdów, a sam sobie nawet much z twarzy zegnać nie potrafi!...

Szat na kałdunie sam zapiąć nie może, a Sławię pomógł ćwiartować na wrogie sobie Narody.

Chór

(z kapłanami, szepcze)

Jakżesz to mogło być?... mogło być?... mogło być?...

(Ciuł oszołomiony kręci się w kółko, Krak do niego podchodzi)

Krak

Jak mogło to być?

Przez naszą łagodną potulność i podłą cierpliwość! Nasza to wina! Nasza bezmoc - nie jego siła!...

Świętoporła twą cieczą, potworze, bezcześcił nie będę! Jakżeż mogę kukłę bezramienną świętym ostrzem Toporła zabijać?!...

Bierzcie go chłopcy! Bierzcie stąd czemprędzej.

(kopnięciem zgania go ze schodów)

Odeślem go Biżymdom zaszytego w świni, jako tęroczną daninę, a jeżeli mu w jednej będzie za ciasno... to... poślem go w kilku świaniach naraz!

A teraz, pora na Boga Hjeh Weha!

(zwraca się do Ciuła.)

A skoroś ty Namiestnikiem Jego, to sam wolę z Nim teraz pogadać!

(teraz Kapłani zbiegają się tuż przed zasłonę Boga Hjeh Weha i zagradzają drogę Krakowi. Dwóch wiernych żołnierzy posłuszeństwa dzidami w Kraka uderza, lecz te się łamią na jego solanej zbroi. Podnosi się wielki lament i straszna wrzawa wśród Kapłanów. Ciuł krzyczy padając na kolana)

Wielkapłan Ciuł

Nie odchylaj oblicza Boga Hjeh Weha! Nie patrzaj na Boga Biżymdów! Nie wyjawiaj to sługojom!

(Młodzi utorowali drogę do zasłony, rozpychając kapłanów. Szloch i krzyk kapłanów, przewidujqcych straszliwy czyn Kraka, wzrasta z każdą chwilą. Kiedy Krak kładzie dłoń na fałdach zasłony staje się nagła cisza. Wierni przywarli twarzami do ziemi, by nie widzieć na własne oczy odsłonięcia oblicza Boga Hjeh Weha. Krak zrywa zasłonę.

Za zasłoną ukazuje się wielki posąg Boga Hjeh Weha. Jest to zwykła odpustowa zabawka. Kiwa się na sprężynowych nogach i porusza głową na sprężyowej szyi. Stoi na stopach palcami od się ustawionymi, w wielkiej futrzanej czapie i długiej brodzie z pejsami. Szarpie za linkę, która porusza figurą, aż wszyscy wybuchają histerycznym śmiechem na widok trzęsącej się głowy.

Krak odbiega, od posągu Hjeh Weha widząc Ludolę dającego mu znaki. Za Ludolą skrada się Zdradar. Krak przypada do ojca na środku sceny i klęka przed nim obejmując mu kolana lewym ramieniem, a prawym podnosi Toporła. Ucho przyciska do piersi niemowy, by wysłuchać ojca. Lecz w tej chwili Zdradar wychodzi zza Ludoli i zadaje Krakowi cios nożem w plecy)

Zdradar

Karzeł! Karzeł! Karzeł!

(Cisza zapada straszliwa, wszyscy stoją skamieniali. Zdradar i Ciuł znikają niepostrzeżenie, gdyż nikt ich w oniemieniu nie zatrzymuje. Zastygli, w zupełnej ciszy trwają wszyscy bardzo długą chwilę. Krak konający leży krzyżem rozłożony twarzą, do góry. Ludola pierwszy go porusza, chce mówić do syna i bezjęzycznie coś bełkoce. Wznosi twarz do nieba, czyni tragiczne gesty, żebrząco rozkłada ramiona. Zaczyna biegać od jednej osoby do drugiej, półkręgiem stojących. Wskazuje im na swoje otwarte usta bez języka i na piersi, to znów na konającego Kraka)

Chór

(szeptem)

On chce coś mówić! coś mówić! coś mówić! coś mówić! coś mówić!

(Patrząc na nich podbiega Ludola do leżącego syna i sobie na piersi, wskazuje, dając znać gestami, że chce mu coś piersią powiedzieć.

Dwóch młodych podbiega, przyklęka. Kraka za ramiona podnoszą, a obwisłą głowę jego do piersi Ludoli przywieraj, ą Krak szepcze coś niezrozumiale. Ludola klęczy, pierś nadstawia. Wszyscy teraz słuchają, słuchają... Lecz nic, prócz jęku i bełkotu Ludoli, nie słychać.

Słuchają wszyscy zastygli w bezruchu. Nagle zamilkł i on, lecz dalej głowę Kraka trzyma przy piersi. Głowa Kraka obwisa wreszcie martwa, a z zewnątrz świątyni słychać zdala cichutkie monotonnie rytmiczne opowiadanie.

To Bajbajoc nadchodzi i łagodnym, głosem coś opowiada. Zbliża się coraz więcej do świątyni. Scena pogrąża się w niebieskim zmroku, a jasny promień pada na czarne drzwi.

Nareszcie w drzwiach wielkich, w których padł Kos, ukazuje się żaba Rege Rege wskakuje na stopień i stoi w jasnym oświetleniu na czarnym tle. Rozgląda się i wola)

Rege Rege

Reeeeeeeeeeeg! Reeeeeeeeg! Rege-rege! Rege-rege!

(daleki chór żab odpowiada jej na łąkach i milknie. Bajbajoc staje w drzwiach jasno oświetlony. Kończy już plećbę o bohaterze Kraku, co stał się Bogorłem. Wszyscy stoją bez ruchu, jakby zkamienieli)

Bajbajoc

... aż wreszcie Smoka zabił, a Młódź z czynienia Ofiar swoim życiem uwolnił.

Na miejsce ostatnich Ofiarników, sam uczynił ofiarę z ośmiu Starczynów zdradnej Wielkomory i rozpoczął nowy zwyczaj poświęcania starców, dla dobra Ludu.

Kosa zabił, a Ciuła w sześciu świniach zaszytego Biżymdom odesłał.

Hjeh Weha z ziem sławiańskich na zawsze wypędził. Hwah-Dykanowi władzę nad Sławianami odebrał.

A Ludy rozpierzchłe w jedną Sławię ponownie związał! Lecz padł zdradą Zdradara ugodzon, co starym, a przeciw Młodym służył.

Tak skończył się żywot syna Gniewatry i Ludoli z Ojcowa.

Skończyły się trudy i walka bohatera Kraka, co wieczny teraz zaczął żywot Bogorła.

Dodał się do Wielkoliska Bogorłów ŚwiatOwida.

By Dzieje nasze nad Bezdziejami młodością wezbrały! Byśmy braćmi jednej Sławii byli.

I Bogorłów ŚwiatOwidowi, jedną modlitwą wielbili.

(Mówiąc ostatnie słowa Bajbajoc schodzi ze stopni wejścia i zbliża się do leżącego Kraka. Rege Rege za Krakiem przykucnęła, a Ludola klęczy bezradny.

W tej chwili w drzwiach, któremi wszedł Bajbajoc, staje bieluśka figurka Kapłaneczki z Miodyni, w cieniutkiej, a długiej koszulce, z czerwonym wiankiem na głowie i opadłymi warkoczami. Stoi chwilę jasno oświetlona. Waha się. Lękliwie wbiega do świątyni, obłędnie się po niej zataczając, i nie widząc ludzi. Wreszcie, zoczywszy Kraka na ziemi rozkrzyżowanego, upada mu na piersi.

Wielka cisza i ogólny bezruch daje wrażenie, jakby sama tylko z Krakiem była. Wszyscy ku niej jakby zaczarowani patrzą. Za chwilę wstaje zbolała. Wianek jej z głowy spada tuż przy Ludoli.

Wybiega ze świątyni z powrotem przez te same drzwi, trzymając rękę na brzuchu, a tuż przed drzwiami wybucha przejmującym szlochem.

Ludola wianek podnosi i za, nią kilka kroków biegnie, lecz znów wraca do Kraka, to znów chce za nią z wianeczkiem pobiec, sam nie wiedząc, co czynić, czy zostać przy synu, czy biec za niespodziewanie objawioną synowicą. Bełkocze płaczliwie, wreszcie przy synu klęka, ciągle ku drzwiom spoglądając.

Zaczyna płakać i bić pięściami o ziemię. Za każdym razem prostuje swe ciało i wznosząc pięści wysoko, opuszcza je ku ziemi kilka razy. Uderzenia jego łączą się z jednoczesnym biciem podwójnych uderzeń bębna. Za chwilę zmieniają się w grzmot piorunów.

Bajbajoc wchodzi na stopnie tronu i ramiona podnosi na uspokojenie grzmotów.

Bajbajoc zaczyna mówić, a bęben wybija podwójne, takty po każdem osobnym zdaniu.

Bajbajoc

Okrążcie go koliskiem serc i oręża!

(bum bum!)

By wierność i jedność ślubować!

(bum bum!)

Spraw Sławii odtąd pilnować!

(bum bum!)

Gdy życia strumień się zwęża.

(bum bum!)

(Ludola złamany cierpieniem, odchodzi sam, powoli wlokąc nogami do rytmu wołań i bębna, przez czarne drzwi)

Niech Samse z Zawady tu wnijdzie!

(ten staje przy Kraku i woła)

Samse

Tum ja!

(bum bum!

Bajbajoc

Niech wnijdzie Polesiuk z Bołotna

(ten staje w kolisku)

Polesiuk

Tum ja!

(bum bum!)

Bajbajoc

Wilk znad Wilejki!

Wilk

Tum ja!

(bum bum!)

Bajbajoc

Ostan z Wielkijowa!

Ostan

Tum ja!

(bum bum! bum bum!)

Bajbajoc

Rozdan z Pola Kosowego!

Rozdan

Tum ja!

(bum bum! bum bum!)

Bajbajoc

Cieszyn ze Śląska!

Cieszyn

Tum jo!

(bum bum! bum bum!)

Bajbajoc

Zaduman z Dubrownika!

Zaduuman

Tum ja!

(bum bum! bum bum!)

Bajbajoc

Słowny z Uporu!

Słowny

Tum jo!

(bum bum! bum bum!)

Bajbajoc

Lituan z Kaukauna.

Lituan

Tum ja!

(bum bum! bum bum!)

Bajbajoc

Tam tam taram tam!

Młody

Tum ja!

(bum bum! bum bum!)

Bajbajoc

Tam tam taram tam!

Młody

Tum ja!

(bum bum! bum bum!)

Bajbajoc

Tam tam taram tam

Młody

Tum ja!

(bum bum! bum bum!)

(Resztę młodych wywołuje już tylko rytmicznym dźwiękiem głosu. Bęben dudni: raz dwa - raz dwa - aż wszyscy ustawią się w kolisko wokół Krakowego ciała.

Każdy tarczą, zasłania lewego sąsiada, a toporek wznosi wysoko. Bęben uderza mocno i wywołuje grzmot i błyskawice, a w środku koła wielka światłość błyska i głos Matki Gniewatry się odzywa)

Gniewatra

Komu krzywda?!

Komu krzywda się dzieje? Komu serca ulali?

(mówi miłującym głosem pełnym matczynej słodyczy)

Przybywam spóźniona, boć i tamten w tej chwili był skrzywdzon.

Kraku! Kraku! - syneczku maleńki! Pudź ze mną w głębiny ludzkiej niepamięci!

Znijdź, syneczku, w łonie moim przeczekać, aż do następnego odrodzenia.

Chodź, synku! Chodź! Dam ci słodkie ukojenie! Nowe dam ci urodzenie! Nowe wybierzesz se miano! Z nowym cię ŚwiatOwid przyśle tu Sprawunkiem.

Pójdź, syneczku! Daj rękę! Święta Kruszynko Sławiańskiej Jedności! Pójdź, Piaseczku ŚwiatOwida, serce jego posągu!... Chodź, chodź... skryj się w źrodle nieznanych głębin.

(coraz ciszej)

Chodź tędy...

(Krak wstawszy wolno odchodzi do głębin ziemi, wiedziony za rękę przez Gniewatrę widziany poprzez koło Młodych. Teraz mówi Bajbajoc, a Młodzi wykonują to, co on im każe)

Bajbajoc

Czwórco przyszłych widnokręgów! Wodzicielu sławiańskiego Świata! Ślubujemy ci - Boże Jedności, Boże ŚwiatOwidzie - spełnienie podjętego Sprawunku!

(przerywa. Toporzeł oświetlony zawisa nad koliskiem. Słychać rytmiczne uderzenia bębna po każdym zdaniu. Rege Rege wchodzi w kolisko)

Przeto

Klękam na prawym kolanie.

          (bum bum! bum bum!)

Prawą dłoń kłonię ku sercu memu.

          (bum bum! bum bum!)

Jako ku świętej warowni prawości społecznej.

          (bum bum! bum bum!)

Palcami lewej dłoni dotykam ziemi pode mną.

          (bum bum! bum bum!)

Jako środka świata wskazań Unii Młodych!

          (bum bum! bum bum!)

Dotykam jednocześnie środka świata i serca mego:

          (bum bum! bum bum!)

Pestki bytu człowieczego,

          (bum bum! bum bum!)

Czyniąc obrządek przysięgi -

          (bum bum! bum bum!)

Na wierność sprawie Młodych.

          (bum bum! bum bum!)

Ku wytężonej pracy dla dobra Narodu i Jednoty Sławii.

          (bum bum! bum bum!)

(Bęben przestaje uderzać)

Toteż

Wobec świadków tu zebranych,

Wobec praojców ziemią słuchających,

Wobec bohatorlej Młodzi strojącej się do Czynu,

Wobec Bogorła Kraka, pogromcy Smoka starczości,

Wobec Matki Gniewatry i Ojca Ludoli,

Co Odrodziciela spłodzili,

Wobec prawodyrów Szczepów, Zrębów i Rodeł,

Gniewypełzłych z ugornych niedolin,

I wobec serca mego,

Ja wysłaniec osieroconego Ludu

Przysięgam!

Chór

Tum ja! Tum ja! Tum ja!


 
+ + Poprzedni rozdział + + Spis + + Nastepny rozdział + +

+ + Ukryj menu + + Powrót do opisu + + Pokaż menu + +