Licencja Creative Commons Licencja Creative Commons Ten utwór utwór jest dostępny na licencji Creative Commons.
+ + Ukryj menu + + Powrót do opisu + + Pokaż menu + +

+ + Poprzedni rozdział + + Spis + + Nastepny rozdział + +

sól do soli, łzy do łez ...

VII. Odmrocze

Wysłany przez Bajbajoca Ludola udaje się do Solan by uprosić ich pomocy dla zeszłorocznych Ofiarników, którzy teraz mają być zamordowani przez Kapłanów w Jamie Smoczej. Cała scena odbywa się bez słów... Odmrocze składa się z trzech obrazów. Każdy obraz jest tak pokazany, by ujawnić wędrówkę Ludoli po głębinach kopalni Soli.

I. OBRAZ

Ludola niosąc górniczy kaganek idzie od lewej strony niskim tunelem, pochylony, by nie uderzać głową w sklepienie. Słychać podwójne i głuche uderzenia bębna, które imitują bicie jego serca. Ludola idzie zmęczony, a nogi pod nim są tak znużone, że słania się i czasami upada. Szuka już Solan bardzo długo, lecz znaleźć ich nie może, bo nie powiedziano mu dokładnie, jak i gdzie ich dosięgnąć, lub jak im dać znać, że ich szuka. Wołać nie może, bo języka nie ma, zaś Bajbajoc nie dał mu żadnego znaku ni wskazówek, więc szukając ich po nieznanych podziemiach kopalni stracił drogę i zgubił się w głębinach ziemi.

Usta ma otwarte i oddycha zziajanie. Czasami upada pod ścianę i z wysiłkiem się dźwiga. Jak zawsze, jest goły do pasa, a tylko na piersiach i kolonach ma zawieszony fartuch kowalski.

Rozgląda się, szukając jakiegoś znaku, jakiejś szpary, czy występu, które by mu coś mogły wskazać, lub sam sposób odkryć, jak znaleźć ma olbrzymów solnych. Dłońmi brudnymi wymacuje szpary w ścianach tunelu i wszelkie nierówności w nadziei rozwiązania swego ciężkiego posłannictwa. Czasami widzi z dala jakąś łatę innego koloru, wówczas serce w nim bije łomotem, a on biegnie ucieszony ku niej, klęka i uderza pięściami w ścianę głazu, lecz nic w odpowiedzi nie słyszy. Zgnieciony powtarzającym się zawodem pada na ziemię, by znów za chwilę podjąć swą dalszą, a beznadziejną szukaninę za zbawcami Ofiarników.

Wlecze się tunelem w prawo sceny i znika w mroku oddalenia, a wówczas głęboka ciemność na scenie zapada. Jednak serce słychać cały czas.

II. OBRAZ

Znowu go widać wyłaniającego się z lewa. Pada ze znużenia, lecz wstaje ponownie. Znajduje nową salinę i na nową siłę się zdobywa. Bęben serca bije cały czas podwójnym tempem. Wymacuje ściany, przyklęka, nadsłuchuje. Powstaje, i sklepieniom sili się odebrać tajemnicę ukrytych w kopalni Solan. Klęka i patrząc do góry bełkotem niemowy wydaje dźwięki, by nimi zwrócić na się uwagę olbrzymów.

Mimo znużenia, przypomina sobie potrzebny pośpiech, że ma do spełnienia wielki sprawunek, że na nim polega zbawienie od śmierci Ofiarników Smoka.

Słaniając się, daje ramionami znaki ścianom, jak gdyby to byli ludzie. Wreszcie wychodzi na prawo, Lecz za chwilę znów wraca innym wejściem, zmyliwszy drogę. Obiega obłędnie salinę i ponownie znika w ciemności, co i na scenę zapada.

III. OBRAZ

Po dłuższej chwili czekania, Ludola wypełza na czworakach. Słychać bicie jego serca coraz głośniej i szybciej. Ostatkiem sił dowleka się do wielkiego filara i u stóp jego pada omdlały. Nagle, ku przerażeniu swemu widzi, że jego kaganek zaczyna gasnąć. Zrywa się opanowany grozą, bo z jego zgaśnięciem, przeczuwa, że już dalej Solan szukać nie będzie mógł w ciemności, i że sprawunek jego spełnionym nie zostanie. Wyciąga więc ramiona zrozpaczony ku sklepieniom, wskazując im gasnącą lampkę. Zdjęty przeczuciem stracenia możności znalezienia Solan obiega w kółko Salinę i kręci się na miejscu, nie wiedząc co począć. Tłumaczy ścianom, swym bełkotem, że Solanie muszą z nim iść do Jamy Smoczej, by zbawić Ofiarników, że jego lampka już, już gaśnie, a on wrócić nie potrafi, ni trafić do Solan zdoła.

Wybucha strasznym płaczem niemowy, ramiona mu zwisają w beznadziejnym poddaniu się. Twarz sobie dłońmi brudnymi z łez ociera i klęka pod wielkim filarem, twarzą i rękami przywierając do niego w niemej prośbie o pomoc.

Lampka gaśnie, a on wybucha ponownie płaczem przeraźliwym, bełkocąc coś niezrozumiale. Słychać nadludzki szept:

... "sól do soli, łzy do łez ... sól do soli, łzy do łez, łzy do łez, łzy do łez".

Nieświadom tego, że dłonie łzami zmoczył, a teraz solą swych ócz otarł je o sól podziemi, powoduje w tym właśnie miejscu w słupie solnym przebudzenie się Solan. Oto nagle zielone światło zajaśniało w słupie, a z niego wyłania się powoli, wielka postać Solanina z błyszczącej soli.

Ludola w tył przerażony odpada na widok Solanina i przykucana na środku sceny. Zgarbiony przy ziemi bełkoce coś w przeprosinie za to, co uczynił.

Solanin olbrzymiej postawy, bez szyi, a z głową wprost na ramionach, bez ruchu prócz w nogach powolnych, szerokim rozkroczem zbliża się do przerażonego niemowy. Po trosze, za pierwszym Solaninem wyłaniają się inni, aż ośmiu kręgiem staje wokół niego.

Rzeźbieni są bardzo pierwotnie, a twarze ich i postacie nie mają wyrazu. Od wewnątrz oświetleni są zielonymi światełkami. Grupa Solan składa się z króla w koronie, starca o olbrzymiej brodzie i włosach, matki brzemiennej, rycerza w zbroi, niosącego swą głowę pod pachą, i innych posągów przypominających polne "baby".

Solanie, otoczywszy Ludolę koliskiem i stojąc na szeroko rozstawionych nogach, czekają dłuższą chwilę, on zaś przykucnięty siedzi przy ziemi. Jeden z nich przechyla się w bok na jedną nogę, potem wraca na drugą i rozpoczyna się kolebać z boku na bok, za nim powtarzają to samo i inni Solanie. Aż wreszcie Ludola rozumie, że to jest ich sposób pytania się, po co tu przybył i po co ich obudził. Kołysząc się, dotykają się wzajem ramionami i głowami.

Podnosi się więc z ziemi Ludola lękliwie, a oni ustają i bełkotem niezrozumiałym opowiada im, że o pomoc przybiegł ich prosić, że Ofiarnicy w Jamie Smoczej wyczekują, by ich zbawić od śmierci. Nagli ich do pośpiechu. Obraca się wkoło siebie, by wszystkim, Solanom przedłożył swą sprawę.

Solanie jednak pojmują jego bełkot, gdyż oni również, jak i on, ludzkim językiem nie mówią, więc mowę bez słów najlepiej rozumieją. Ponieważ mowa Ludoli jest mowa niewymownego w swej niedoli Ludu, a Solanie zrodzili się z soli skamieniałych łez, co od tysięcy lat wzbierały w piersi Sławiańskiej ziemi, toteż, choć Ludola nie ma języka i swych prośb w słowa wystrajać nie może, to jednak zyskuje ich skorość dania mu pomocy.

Zaraz też Solanie ku ścianie podchodzą, gdzie górnicy w dzień poprzedni poustawiali kobiałki pełne soli i zabrawszy po jednej z nich ustawiają się gotowi do podróży.

Ludola stawia pierwszy krok, by wieść Solan do Bawolej Jaskini i za rękę trzyma rycerza bez głowy, by go prowadzić, lecz przypomina sobie swój zgasły kaganek. Bieży więc pod ścianę po niego, lecz kiedy już wrócił przed Solan, nagle z ciemnego tunelu, ku któremu kierowali swe kroki, wybucha wielka jasność. Jeden z nich odbiera mu go i ciska z powrotem pod ścianę. Matka Gniewatra wybiega w płomiennym przybraniu, staje na ich czele i prowadzi. Ludola dzierżąc rycerza bez głowy za rękę, drepcze drobnym kroczkiem małego człowieczka przy wielkich krokach swego bezgłowego towarzysza, na samym końcu pochodu. Solanie kroczą wielkimi krokami pochyleni ku przodowi.

Zamrocze

+ + Poprzedni rozdział + + Spis + + Nastepny rozdział + +

+ + Ukryj menu + + Powrót do opisu + + Pokaż menu + +