Licencja Creative Commons Licencja Creative Commons Ten utwór utwór jest dostępny na licencji Creative Commons.
+ + Ukryj menu + + Powrót do opisu + + Pokaż menu + +

+ + Poprzedni rozdział + + Spis + + Nastepny rozdział + +

VI. Odmrocze

(Tył domu kapłana Kosa. Wielki budynek skosem na scenie stojący tak, że jego daleki róg sięga ku środkowi sceny. Przy nim na dalekim końcu mała przybudówka na jedną osobę. Drzwi są zwrócone do widowni, wewnątrz siedzenie z poręczami po bokach zwrócone ku wejściu. Na drzwiach przymkniętych wycięty półksiężyc.

Dookoła stoją żołnierze posłuszeństwa. Łuki na ich ramionach, kołczany u pasa, a przy nodze długie drążki żelazne ostrzem zakończone. Każdy z nich ma po dwie płyty na piersiach, a jedną większą na plecach, kute w żelazie i przymocowane pasami. Stoją wielce znudzeni w byle jakich postawach i ziewający)

I Żołnierz

O! Jaka to szkoda, że rozmawiać podczas warty nie wolno.

II Żołnierz

To właśnie. Źle nam jest tak pilnować i nic nie mówić.

I Żołnierz

A człowiek miałby tyle do powiedzenia.

II Żołnierz

No, i służba byłaby lżejsza.

III Żołnierz

A tak, i czas by zchodził, jak z koła młyńskiego.

IV Żołnierz

W tym jest cały trud, że podczas służby mówić nam nie wolno.

I Żołnierz

To! to! nie wolno i koniec!

II Żołnierz

I co im tu zrobisz?

I Żołnierz

A cóż można, jak się jest na służbie?

III Żołnierz

I to nie w jakiejś zwykłej służbie, ale gorzej jest być żołnierzem kapłana Kosa.

IV Żołnierz

To jeszcze gorzej. A tak! Tak! Bo tu już zupełnie podczas służby rozmawiać nie wolno.

(z wnętrza domu słychać wołanie)

Zdradar

Służba tu!

I Żołnierz

To ty Witku!

II Żołnierz

Spiesz się leniu!

Zdradar

Służba tu!

(żołnierz biegnie do domu Kosa. Za chwilę wychodzi niosąc drewnianą głowę Kosa, a za nim pełen przesadnego zwierzchnictwa wychodzi Zdradar. Sam pozostaje na stopniach wejścia z ramionami podpartymi na biodrach, zaś żołnierz czeka poniżej na rozporządzenie)

Zawieś ją na kołku i prosto przeciw słońcu, a nie jak wczoraj. Dziś kapłan Kos wrócił z dalekiej podróży, spocił się wielce, więc ciężką głowę musiałby potem nosić.

Dziś znużon jest wielce Kapłan Kos noszeniem przemoczonej głowy, więc zawieś ją tam, a twarzą do słońca, by równo mu wyschła i lekką nam na jutro była.

(Żołnierz z szacunkiem wysłuchał i zawiesza na kołku tuż nad wejściem małej przystawki. Teraz Zdradar woła do żołnierzy)

Nasz Pan teraz śpi więc do koszar idźcie, byście głosami waszych kłótni jego stanu ospały drogiej mu nie przerywali. Wasz Pan teraz śpi, więc i wy przykład z niego bierzcie i spać idźcie do koszar, jak on. Ja zaś sam dopilnuję orzędu tej zagrody.

(żołnierze odchodzą. Zdradar kolebie się z palców na pięty w wielkim zadowoleniu. Po chwili schodzi ze stopni i przybiera wojskową postawę. Ogląda się, czy go ktoś nie podgląda, zaś upewniony, że jest sam, wydaje rozkazy do niewidzialnych żołnierzy)

Żołnierze! Naprzód!

(śledzi niewidzialnych żołnierzy i ich mustrę)

Stój!

A teraz w tył!

(czeka)

Jeszcze raz w tył!

(znów czeka i wodzi głową za niewidzialnymi żołnierzami)

Jeszcze raz w tył!

A teraz pełnym krokiem! W tył!

Cha! Jak ja to lubię! To lubię najlepiej!

(nagle zauważa kogoś z daleka nadchodzącego pośród drzew, od lewej strony sceny. Pospiesznie biegnie do małego domeczku, drzwi rozwiera, wchodzi doń i siada na siedzeniu, rozsiadując się wygodnie. Za chwilę wchodzi z boku stary i otyły człowiek dostojnie ubrany. Widocznie był tu już poprzednio, bo dobrze uświadomion w sposobach domostwa, gdyż pierwej wolnym krokiem przechodzi okrężną drogą tuż przed widzami, głowę rozmyślnie ku nim mając zwróconą. Potem zaś, z powrotem wraca skąd przybył, udając, że Zdradara nie widzi, jednak dając mu się zobaczyć. Doszedłszy do końca sceny, podchodzi z boku do małego domku, chowa się za rozwarte drzwi i stamtąd głośno chrząka. Zdradar pyta wyniośle)

Ktoś ty?

Władyka

Ach, to ja, sługa i Twój poddany, Wszemożny Zdradarze! O łaskę prosić przyszedłem!

Zdradar

Dlaczegóż to do mnie się zwracasz?

Władyka

Cha! Bom stary i życiem dojrzały. Więc wiem, gdzie szukać i co znaleźć. Również wiem, że tylko skromnota Twa czyni Cię mniej znanym od Kapłana Kosa.

Do Ciebie, Wszemożny Zdradarze, przychodzę, bo wiem, że kto Twoje względy sobie zyska, ten lękać się nie potrzebuje i Smoka!

Zdradar

Wyjdź zza drzwi i stań przede mną, przybyszu!

(ten zza otwartych drzwi wychodzi, czyni pokorny ukłon i klęczący na jednym kolanie pozostaje)

Widzę po tobie, żeś dzisiaj się nie rodził. Że wiesz, którymi ścieżkami zachodzić.

Władyka

Nie mój to rozum, przemądry Zdradarze, lecz sława Twoja między starymi mię tu sprowadziła. My wszyscy starzy wiemy, że Zdradar naszym sprawom jeno służy.

Sława Twoja wśród nas jest stałą pociechą. Wiem o Tobie nie przez moją przemyślność, lecz żeś stał się niezawodnym Opiekunem i szczodrym Pocieszycielem tych, co do Cię z prośbą przychodzą.

Dodam - jeśli mi wolno...

(szepcze)

że nietylko ja wiem, kto tu naszym Państwem rządzi. My starzy ludzie wiemy, z której sierść, a z której słonina. Jakoż i wiemy kto jest Wolą w tym Państwie, a kto tę tu głowę nosi.

(mówiąc to wskazuje suszącą się głowę Kosa)

My wiemy, kto za nią stoi i kto za nią rządzi!

Zdradar

(udając skromnego)

No tak! Wiedziałem, że to tak długo nie ustoi w tajemnicy.

Władyka

... jak płachtą słońca nie zakryje, ni Kosem Zdradara.

Zdradar

Mów zatem, przybyszu, o coś prosić przyszedł, a zawodu u Zdradara nijak nie doświadczysz. Wiedz, że z ciebie zadowolon jestem! Możesz wstać nawet i opowiedzieć, skądżeś i w jakiej sprawie. Mów, pewien że zyskasz me wszemożne względy.

Mów jednak pierwej, kim jesteś.

Władyka

Jam Budji Władyka z kresów Sławiańszczyzny i sługa Twój, Wszemożny Zdradarze.

Zdradar

Mów Budji Władyko, a twoim jest wybór korzyści i władzy.

Władyka

Mówił będę jako syn przed ojcem, bo mądrość mi Twoja odwagi dodaje.

(ogląda się, czy są sami)

W stronach moich wróg mój, mianem Wirnyj, jest moim sąsiadem... Wie on o moim ku Tobie poddaństwie... wie o czci mojej ukrytej dla Twych mądrych rządów i za to mię swą wojenną bandą wiecznie obstawia i włości me trapi... Chciał przedtem mą córę se za żonę brać, alem ją mu na złość Tatar Cziukowi oddał. Ten Tatar Cziuk, to sławny wojak, zza granic naszych krajów, z którym Wirnyj miał wiele bitew za to, że tamten mu ojca do niewoli wziął i w Azję sprzedał.

Niedawno Wirnyj nazwał mię "niewolnikiem", tego... tego... Wszemożny Zdradarze... nie może mi przejść to przez gardło... nie mogę wypowiedzieć, bez zrobienia ci obrazy...

Zdradar

Mów, mów! Jestem ponad słowa. Mów śmiało. Co mówił?! Co mówił?

Władyka

... nazwał mię "niewolnikiem tego >>karła<< Zdradara!"

Zdradar

Co! Tak powiedział?! I karłem mię nazwał?

(sam do siebie szepcze)

Karzeł, karzeł!!

(podniecony, ciężko zieje ze złości)

Mów dalej! Mów dalej!

Władyka

Już nie mówił dalej, gdy dowiedział się, żem mu zabił ludzi wiele, za tę Tobie uczynioną zniewagę! Lecz to za mała kara dla niego. Za taką zniewagę więcej mu się należy... Przybywam więc, z daleka, a ludzim w puszczy zostawił, by tu, bez świadków Ciebie, Wszemożny Zdradarze, o łaskę uprosić.

Zdradar

(niecierpliwie)

Mów zatem i skróć mowy długie!

Władyka

Przyszedłem Twej pomocy, przeciw Wirnyjemu prosić! Rozkaż Zdradarze, by Wirnyj i jego ławy wojenne tutaj były na jakąś niby to wyprawę, zwołane. A ja tymczasem z Tatar Cziukiem na ziemię Wirnyja uderzę. Wspólnie na niego najedziem i na połowę między się rozbierzem.

Zdradar

Dziś jeszcze przed wieczorem gońce po Wirnyja poślę! Ty zaś, Władyko Budji, wracaj, co koń galopem odmierzy, z powrotem! Goń sposobić swe ławy z Tatar Cziukiem!

Odchodź już! Odchodź! Nie dziękuj, a spieszaj się.

Władyka

Już biegnę o Wszewładny Zdradarze. Jam sługa i Twój poddany!

(pospiesznie oddala się. Zdradar siedzi wzburzony. Pięścią uderza w poręcze siedzenia i powtarza do siebie)

Zdradar

(szeptem)

Karzeł! Karzeł! Karzeł!

(kiedy tak siedzi pogrążony w gniewie, z lewej strony sceny nadchodzą między drzewami Ludola i Krak, idący ręka w rękę. Za nimi trzech jego towarzyszów. Przychodzą ostrożnie, na palcach, by Zdradar ich nie słyszał. Stanąwszy za pniami drzew dają znak za siebie, by inni również nadeszli. - Coś z nimi szepcą. Po chwili jakiś starzec spośród nich odchodzi i czyniąc to samo obchodzenie wokół sceny, co i Władyka Budji, i odwracając twarz od przybudówki, wraca z powrotem, i staje za drzwiami małego domku. Potem chrząka. Zdradar go pyta)

Ktoś ty?

Kołodziej

Jom Kołodzij Bryndza z Cnocina. Tyn, co kunie Kapłanowi Kosowi wywiód z pożogi.

Zdradar

Mówić, czegoś chciał!

Kołodziej

Bom stary, to starzy radzili, co wiedzą, by do cie przyjść byś się, drogi Zdradarze, ło mnie wstawił o łasko u kapłana Kosa.

Zdradar

(nie wywołuje go przed siebie zza drzwi)

Czego chcesz? Mów prędko!

Kołodziej

Byście uprosili Kapłana Kosa o obniżynie moi daniny.

Zdradar

O to, to nie! Każdy płacić musi, ma czy nie. A jak teraz nie ma, to niech pożyczy, a potem sąsiadom odpłaci.

Kołodziej

Kiej to nie ludzko wina, że pogoda nom zawód zrobiła. Smok zesłoł dyszcze, ulewom pola zatopił. Zboże już ustać nie mogło, przemokłe sie na ziem pokładło. Niepogoda mu uschnąć nie dała i nie dała zebrać suchego do dumu. Wnet zielyniom już w kłosach porosło.

Zdradar

Nikomu przepuszczać nie można. Smok kary zsyła za wasze winy i danin wstrzymywanie. Przepuścić jednemu daninę, a zaraz i innym kłosy zielenią porosną.

Nie, nie! Tego się nie da zrobić dla ciebie. Państwo Biżymdów z danin okradane być nie może!

Kołodziej

Kiej jo chcioł do Kapłana Kosa z prośbą, nie z tobą, Zdradarze, sie o to domagać.

Zdradar

Kapłan Kos i Wielkapłan Ciuł stoją na straży dobra Wszechpaństwa Biżymdów, a nie sławiańskich chłopów.

Twa sprawa skończona! Odejdź już! Precz z tobą!

(Kołodziej Bryndza odchodzi bez pokłonienia się Zdradarowi. Wraca koło Kraka i jego towarzyszy. Krak i drudzy go otaczają i klepią po ramieniu z zadowoleniem. Za chwilę, następnie wychodzi spomiędzy nich młody człowiek. I on, tak jak dwaj poprzednicy jego, obchodzi scenę tuż przy widzach odwracając głowę od Zdradara, ale sam się daje jemu widzieć, wreszcie wraca i za drzwiami staje. Chrząka. Zdradar pyta)

Ktoś ty?

Samse

Samse z Zawady.

Zdradar

Cóżeś prosić przyszedł?

Samse

Nie prosić przyszedłem, lecz łaskę wyrządzić twemu panu.

Zdradar

Jak to łaskę? Ktoś ty, by łaskę Kapłanowi Kosowi dawał?

Samse

Tak zza drzwi do ciebie mówił nie będę.

(i sam wychodzi przed drzwi przybudówki)

Zdradar

(woła oburzony)

Jak śmiesz sam wychodzić? Jam cię przed siebie nie wołał!

Samse

Nie o cię mi chodzi, jeno o Kapłana.

Zdradar

Pytałem już ktoś ty, by Kapłanowi Kosowi łaskę ofiarowywał. Któż cię upoważnił do tej bezczelności?

Samse

Sam se dałem powołanie na to.

(Krak z Ludolą, Bajbajocem i innymi na palcach podchodzą do domku i kryją się za drzwiami, by słuchać dalej)

Zdradar

Teraz Kapłan Kos śpi. A gdyby nie spał, to i tak łask nie udziela nikomu.

Samse

Że śpi, to wiem, dlategom tu znaleźć cię przyszedł.

Zdradar

... o łaskę mię prosić?

Samse

Jak rzekłem, nie prosić o łaskę, lecz łaskę wyrządzić.

Zdradar

(ironicznie)

Jakąż to łaskę możesz ty darować, sam o nią pierwej nie prosząc?

Samse

Łaskę uwolnienia pana twego, od zdradliwego sługi, a Ludu zbawienie, odklęsk przez niego powodowanych.

(Krak i inni teraz wolno wychodzą przed domek. Zdradar zdziwiony i przerażony wstaje i z powrotem opada na siedzenie, ramionami się odruchowo zasłaniając)

Krak

(wolno cedząc słowa)

... by wielką Sławię od rządów "karła" uwolnić, Młódź Ludu od zdrajcy Młodych, co na pół umarłym starcom służy, a Dzieje od twego krótkiego oddechu.

Samse

przyszliśmy łaskę twemu panu zrobić i zegnać cię z twego tutaj tronu!

(chwyta Zdradara za kołnierz, wyciąga go z małego domku. Młodzi w uciesze i śmiechu ze schwytania Zdradara na gorącym uczynku, ujęli go za ręce i nogi, a rozkołysawszy go rzucają do dołu, tuż za małym domkiem. Odbiegają z odrazą od niego. Za chwilę on z dołu się gramoli, a wszyscy od niego uciekają, trzymając sobie nosy. Zdradar ucieka na schody domu Kosa i w drzwiach przed zamknięciem ich, pięścią im wygraża)

Tym razem dajemy ci przestrogę. Następnym, będzie inaczej!

(z lewej strony wypada gromada młodych, śmieją się z tego, co z daleka widzieli)

I Młody

Tużeśmy za wami przybyli i śledzili z ukrycia, co się tutaj działo.

II Młody

Ten "karzeł" połknął robaka, haczyk i wędzisko! Ani się spostrzegł, jak sam do sieci wpłynął. Głupota jego, równa jest jego zarozumiałości.

III Młody

Czas było odkryć te głupca sposoby.

Krak

Może i głupi dla każdego z nas, lecz dla naszej całości szkodliwy. My w nim głupotę widzimy, a starzy widzą korzyści.

Bajbajoc

Cóż z tego, że głupi, jednak Państwem rządzi.

Krak

Rządzi, bo bezgłowemu służy. Nikt krom Zdradara nie ma do Kosa dostępu, bo Kapłan nikogo usłyszeć nie może.

... bo Kapłan Kos nie ma głowy zupełnie, a mówię to wam w wielkiej tajemnicy, aż do czasu. Zdradar jest jego sługą nieodstępnym, jak nieodstępnym jest jego pan. Kiedy Kos idzie po rozkazy do Wielkapłana Ciuła i staje przed nim, by je wiernie słuchać, wówczas kładzie swą dłoń na głowie Zdradara, ten zaś usta otwiera i głos sobie do głowy jakby do dziupli dzięcioła wpuszcza. Sklepienie głowy mu od cudzych słów dudni, a Kos to drżenie palcami wysłuchuje. Kos przez drżenie czaszki sługi, słyszy głosy mówiących wokół siebie.

Czasami, kiedy Zdradar chce czegoś nie dopuścić do wiedzy swego pana, wówczas usta złośliwie zamyka i głosu do głowy nie wpuszcza.

Nikt zatem nie ma dostępu do Kapłana Kosa bez zgody Zdradara. Zaś wszystkie rozkazy czy prośby, jeno przez usta otwarte i głowę zamkniętą Zdradara, mogą być słyszane. Pan zaś usłyszy, gdy sługa zezwoli.

Bajbajoc

Po trochu, wszystko się mi rozjaśnia. Wczoraj o Smoku prawdęśmy znaleźli, dziś o Zdradarze i Kapłanie Kosie. Teraz łatwiej zrozumieć, gdyś nam klucz do ręki wraził.

IV Młody

Myśmy przybiegli z daleka, by od was samych prawdę usłyszeć o tej próbie Smoka, bo nie wierzym temu, cośmy od innych słyszeli.

V Młody

... bo Lud se po cichu opowiada, że Smokowi wydarzyła się Zdrada. Że zdechł, pożarłszy owcę, wypchaną siarczynem.

VI Młody

... mówią, żeś dowiódł, iż już Smoka nie ma! Nikt z nas w to wierzyć nie potrafi!

Krak

Smoka już nie ma i nigdy nie było! Mów, Bajbajocu, bo ty najlepiej powiesz o tem, co się już odbyło.

Bajbajoc

Nocy zeszłej, podczas nowiu, Krak, ja, no i dwóch jeszcze poszliśmy, owczą skórę, wypchaną pieniędzmi usadzić, w krzakach, na Bawolim wzgórzu.

Krak wypchaną owieczkę przywiązał do drzewa. Nóżki i głowę ułożył, jakby sama spała. Potem postronek naciągnął w poprzek, tuż ponad ścieżką.

Kiedy wszystko było w składnej gotowości, wleźliśmy na drzewa i skryli się między konarami. Długośmy czekali, czekali, ale że Krak tej nocy spodziewał się Smoka, to-żeśmy dalej czekali, czekali. Kiedy już dobrze po północy było, nagle słyszymy od Smoczej Jamy, jakiś charkot straszny. Ogniem coś buchnęło poprzez drzewinę i oczy nam zaślepiło światłem.

Za jakiś czas, ciemną, a długą łatę, ujrzałem ja pierwszy... przyznam, żem zląkł się bezwstydnie. Ku nam się teraz tłoczyło, robiąc straszne stęki. Co jakaś chwila ogniem buchało przed się. Potem-żeśmy głowę z nogami ujrzeli, każdy z nas osobno.

Teraz, to słowom Kraka wierzyć zaczęliśmy, bo oto pod tułowiem Smoka parędziesiąt nóg ludzkich nierównie dreptało. Zaś całe cielsko z czarnej płachty szyte, kryte było blaszkami.

Już, już przechodzili wedle naszej owieczki i kapłani byliby minęli ją bez zobaczenia... już nadchodzili do rozpiętego nad ścieżką postronka, kiedy Krak sypnie garścią z drzewa, złotych pieniążków na ścieżkę przed nimi. W jednej chwili, cały się Smok rozleciał, na drobne, a w gonitwie za złotem kapłani wywracali się na postronku. Smok się cały rozleciał po wzgórza skłonie, a z niego jeno płachta na ziemi leżąca została.

Pierwej, jeden z kapłanów, co owcę sobie zoczył, ku niej poskoczył, a potem omacał. Inni mu w tym także dopomogli, a wszyscy w gorączce zachłannej, jęli szeptać ochrypłym głosem: "Pieniądze! Pieniądze! Pieniądze!"

Tarmosząc się o owcę i w niej zaszyte pieniądze, porwali ją na strzępy. Zaś pieniądze wylały się z niej jak strumień i w dół popłynęły Bawolego Wzgórza. Zaczęła się gonitka za w dół cieknącym złotem. Tajemnicą dławiona bitka o złoto, kraszona klątwy.

Rwali na się szaty, bo jeden drugiemu złoto chciał odebrać, tarzali się po ziemi, dusili za gardła. Wreszcie, ze trzech spośród siebie nożami zażgali, a pieniądze zgarnięte sobie rozdzielili.

Potem, już ci, co przy życiu zostali i złocie, próżną płachtę Smoka pod górę zawlekli, a na niej juchą oblane trzy kapłańskie trupy.

Krak

Dziś jeszcze rano, krwi znalazłem rozliczne kałuże, jednak jeden tylko pieniążek, bo wdeptany w błoto.

I Młody

Ach, nareszcie! Nareszcie nie będziem dla Smoka napróżno umierać.

II Młody

A gdzieżeście tyle pieniędzy zdążyli uzbierać?

Krak

Pierwej, Bajbajoc miał je z kurhana podebrać, lecz ojciec Ludola powiedział mi później, gdzie można je zdobyć, bliżej, musowiej, a spieszniej.

Pewnoście słyszeli, że rokrocznie Wielkapłan Ciuł wysyła martwe ciała "zasłużonych" Bogu Hjeh Wehowi do stolicy Państwa Biżymdów, by tam były stosownie uczczone pośmiertnym zaszczytem i złotym krążkiem nad głową.

Otóż Ludola dowiedziawszy się, że owczą skórę chcemy okrasić Smokowi pieniędzmi, przybiegł i szmerem swej krwi powiedział mi, gdzie mam ich szukać i jak z Młodymi działać. Wyruszyliśmy natychmiast ku rubieżom Sławiańszczyzny. Po długiej podróży zasięgliśmy języka, że posłowie z "trupem" przeszli tamtędy, że ich wnet dogonim. W lesie, po walce stoczonej ze sługami Biżymdów, kiedyśmy trupa "czcigodnego" potem rozłożyli i wedle wskazań Ludoli do żywota dratwą zaszytego zajrzeli, znaleźliśmy wnętrze jego pieniędzy i drogich kamyków pełne.

Bajbajoc

Że to ja o tem nie wiedział, choć wszystko, co kiedyś było, wiem...

Krak

Tak, Bajbajocu, wiesz wszystko, co wywodzi się ze Sławy, z przeszłości, lecz Ludola wie to, co się z dzisiejszego nieszczęścia Ludu wywodzi.

Sława jest słodką, a nieszczęście gorzkie. Toteż Miodynia jest twoim ołtarzem słodyczy, zaś Ludoli ołtarzem boleśnie przeciwstawne kowadło.

Bajbajoc

... Teraz, choć to bogactwo jest ponownie w rękach kapłanów, to jednak już do Biżymdów nie dojdzie z powrotem, w kraju pozostanie.

I Młody

(wykrzykuje z zapałem)

Więc Smoka już nie ma, nie ma już potwora!

Krak

... i nigdy nie było. Lecz była banda starców, co rzeź coroczną Młodym wyrządzała sobie dla zysków i władzy.

(słychać zbliżający się krok oddziału żołnierzy. Za chwilę wchodzą na scenę, a Zdradar przed nimi, odświętnie ubrany. Krak i jego towarzysze schodzą na lewą stronę sceny, zaskoczeni tym nagłym powrotem Zdradara. Ludola kryje się za swoją gromadą)

Krak

Jak widzę, Zdradar powrócił, wyrównać z nami śmierdzącą zniewagę.

Młody

Z oddziałem aż przybył, widać, że odważny

I Młody

(krzyczy do Zdradara)

Cóżeś się tak cudnie we władzę przyodział? Czemuż zmieniłeś te poprzednie szmatki?

(Zdradar oddziela czterech żołnierzy od reszty i z nimi podchodzi do Kraka)

Zdradar

Ja, Zdradar, w imieniu Kapłana Kosa, a dalej w imieniu Wielkapłana Ciuła, a jeszcze dalej w imieniu Wszechpaństwa Biżymdów, mając władzę przelaną w moje ręce, nakładam Mus na Ciebie Kraku, synu Ludoli z Ojcowa. Za to żeś jako wybrany przez cnotliwą Wyroczynię na Ofiarnika, mimo upływu trzech dni sam się nie stawił na Skałkę.

Za to, żeś innych trzech Ofiarników swą namową skłonił do odmowy posłuszeństwa władzy najwyższej Wielkapłana Ciuła, to jest namiestnika Wszepotęgi Biżymdów.

Za tchórzostwo i władzy zniewagę, którą tu przedstawiam, ty i twoi trzej zmownicy jesteście tu przeze mnie, Zdradara, zatrzymani i stąd zabrani na Skałkę, by miejsca objąć tych, co zeszłoroczną wyrocznią Obryzgi na obecnych Ofiarników są zamienieni. Tamci, poświęceni będą Smokowi wkrótce, wy zaś, na drugi rok.

(żołnierze obstępuje wszystkich, a Krak i trzej jego towarzysze są oddzieleni przez czterech żołnierzy. Zdradar szepce jednemu żołnierzowi coś na ucho, ten odchodzi i nagłym ruchem chwyta, za suszącą się głowę Kosa, zdejmuje z kołka i ukrywszy ją za sobą znika w domu Kapłana)

Krak

Chłopcy! Pójdziem teraz na Skałkę, by zbawić tamtorocznych Wybrańców! Niema już Smoka i nie będzie Ofiar!

(zwraca się do Bajbajoca)

Bajbajocu! Rozdaj Młodym moje wskazania, jakiem ci zawierzył! Spieszcie się, by tamtych oszczędzić od śmierci!

(a teraz mówi do żołnierzy)

No, chodźmy żołnierze, bośmy już wszyscy gotowi! Wiecie przecież, że nam jako Ofiarnikom Smoka, Odkupicielom Ludu, i wybrańcom Boga Hjeh Weha przysługuje prawo półbogów i prawo rozkazu?!

Żołnierze

Wiemy, Kraku, wiemy, Wiemy!

Zdradar

Ja, Zdradar, zabraniam wam dawać jemu posłuch.

Krak

Na rozkaz Ofiarników Smoka spełniacie dziś służbę, nie na wykrzykniki tego tutaj karła! A zatem naprzód! Idziemy na Skałkę!

(żołnierze rozkaz wykonują i orszak rusza. Zdradar wściekły, że został tak nagle pozbawion rozkazodawstwa pozostaje chwilę na miejscu i powtarza do siebie oburzony)

Zdradar

Karzeł, karzeł, karzeł!

(widząc jednak, że sam pozostał między swymi wrogami, zrywa się nagle z miejsca i biegnie za żołnierzami)

Bajbajoc

Stało się jak Krak przewidział.

(smutnie)

Stało się, jakby przyszło na błyskawicy. Ale Krak już i na to dał mi swe wskazania. Teraz spiesznie trzeba działać! Na nogach, na koniu i myślą, w daleką drogę wszyscy spieszyć mamy.

(czerwone światło zachodu pada na dziedziniec. Słychać bęben serca, który podwójnymi uderzeniami bije coraz to prędzej i głośniej. Ludola wychodzi z ukrycia za gromadą)

Krak kazał wam, Ludolo, byście biegli po pomoc dla Ofiarników do Solan. Znajdziecie ich w kopalniach Wieliczki. Uprosicie ich o przybycie do Jamy Smoczej, tu na, wzgórze Bawołu, by zbawić od śmierci zeszłorocznych wybrańców, co wkrótce mają być zarżnięci.

(Ludola pośpiesznie wybiega)

Ja, Bajbajoc, wedle wskazań Kraka biegnę zaraz w krainy sławiańskie, po Białorła, by przybył tu i ze Skałki porwał Kraka i trzech jego towarzyszy, a ku obronie spraw Ludu przywrócił.

Wy zaś, Młodzi, najdalszą drogę macie, boście najmłodsi z nas, oddanych Krakowi. Rozbiegnijcie się do sławiańskich ziem, do szczepów zapomnianych i zastygłych serc. Wszędzie zwołując Młódź do walki ze starymi, do walki z ich Smokiem.

Lećcie jak ptaki zwiastunne wiosny i na niebie rysujcie umówione znaki, by Młódź całej Sławii stawiła się na Górze Chełmowej dla nagłej Potrzeby, koło kuźni Ludoli pod Ojcowem. By zeszła się na wielką zmowę Msty. Na przeddzień walnej rozprawy z Zimą, z Ciemnotą, ze Starczością, i ze śmiercią naszych Dziejów.

(bęben, zaczyna bić coraz to prędzej i głośniej. Bajbajoc podnosi ramiona błogosławiąc)

Lećcie!... lećcie!...

Niech was pragnienie Wiosny, Czynu i Wolności prowadzi! Niech myśl Zjednanej Sławii, natchnieniem pierś wypełnia! Niech wola rasy was wszystkich pokrzepia!...

(wszyscy się rozbiegają pospiesznie, a bęben serca wali teraz bardzo głośno i bardzo prędko).

Zamrocze

+ + Poprzedni rozdział + + Spis + + Nastepny rozdział + +

+ + Ukryj menu + + Powrót do opisu + + Pokaż menu + +