Licencja Creative Commons Licencja Creative Commons Ten utwór utwór jest dostępny na licencji Creative Commons.
+ + Ukryj menu + + Powrót do opisu + + Pokaż menu + +

+ + Poprzedni rozdział + + Spis + + Nastepny rozdział + +

III. Odmrocze

Wzgórze Bawołu podczas Ukary starobrzędowców. Na scenie wiele ludzi wyczekujących przywiedzenia więźnia i wymiaru Ukary. Rzecz dzieje się między dwoma budowlami schodzącymi się w ostrym kącie, między nimi zaś wąskie przejście, przez które widać niebo.

I Starzec

Czyście słyszoł, kogo wzięli?

II Starzec

Tajemnicą zaszyli, że nikt nie wi, kogo majom! W tajemnicy trzymajom.

I Starzec

A toć wim, że w tajemnicy, bo mówić nie wolno o nim nikomu, alem myśloł, że tak łod spódnicy, ktoś się od kogoś dowi, a potem komuś powi.

II Starzec

E, cóz z tego, wiadomo, cy nie, kara go za to nie minie.

I Starzec

A nie minie, nie minie, takij winie przepuscynio nima.

II Starzec

... że tys to im sie tego chce, na sie i na nos nieszczyńście nachmurzać? Wiadomo, że blyzsy nom starobrzęd, że miłość niektórych z nos kryjomo Boga ŚwiatOwida pieści. Wiadomo, że ŚwiatOwida, Boga Jedności, miłować wolimy, a Hjeh Weha ino - musimy.

II Starzec

Cichojcie, cichojcie, bo kto podesłyszy! Ale powim łod siebie, żeście moją myśl powiedzioł. Tak cy nie tak, ale Ukara upornych nie minie. Przeć lepiej tym razem, bo tylko jednego dziś majom.

I Starzec

Ano nie minie, nie minie! Kto Hjeh Wehowi się stawio, tyn marnie zginie.

II Starzec

Wicie? zeszłyj pory, to aże ćtyrech tak uciszyli i bez języków puścili umirać?

I Starzec

Mówicie! ćtyrech mieli? Jom nie tutejsy i nie wiedzioł o tym.

(ludzie chodzą niecierpliwi, grupkami rozmawiają)

I Baba

Jom myślała, że kiej skońcyli z tymi ćtyryma zesłej pory, to już nowych nie znajdom. Ze tys te ludzie są takie uporne. Toć uni na nos gniw Hjeh Weha ściągają a kory łod Smoka.

II Baba

He, mówie wom! Dyć tom ostatniom powodziom Smok nom wsie zaloł aż po dachy, a bez to, że te uporne ludzie tak przeciwko Hjeh Wehowi psiocom. Dyć nanos to skoranie Smok zsyło, za ich nieposłuszyństwa.

I Baba

Poco im sie tak myślami włócyć po downych casach, poco ŚwiatOwida kryjomie odżywiajom. Już nie jest, jak beło! Teros jest Bóg Hjeh Weh i nowe obrzyndy.

II Baba

He, mówie wom. Nie wolno sie kapłanom sprzeciwiać, a kto im na przekore stanie, tymu Ukara język odbierze, a tyn tu, zasłuzonom odcierpi wymiare.

I Baba

Mówicie, odcierpi? Aleście tego pewnie nie słyszoła. Wicie? Ze, tyn tutoj, co sprowadzon bedzie, podczas zimy, w samiuśkie południe nauczoł?

II Baba

Co? nie w noce? I światła sie nie boł? He, mówie wom, toć to gorszy grzysznik od tych ćtyrech z zeszłyj pory!

III Baba

W połednie?... Co mówicie?! To najgrzyśniej o ŚwiatOwidzie prawić! Grzyśniejszy on od tamtych ćtyrech i za ćtyrech winien cierpieć. Jom już wiele kiecek dzisiej na sie wdziała, żeby sie lepi Ukarze przysłużyć.

II Baba

He, mówie wom! Sprawiom mdliwość mu wiecnom. Jus obelgom stroił nie bedzie na Boga Hjeh Weha, a bez języka, to do ŚwiatOwida na skarge nie pódzie.

III Baba

A no sprawiom mdliwość mu wiecnom, kiej nie przetrzymo, to zemrze. A kiej po Ukarze ostanie przy życiu, to zamiost mowy, to i plujwy bedzie mu w gymbie za mało.

I Baba

Takimu to i tako Ukara za skompo.

II Baba

He, mówie wom! Jakże to nasym Boga Hjeh Weha zniewożać? Toć to nie jakiś tam bożek sławiański, ale Bóg Zagranicny!... Nojwiększy Bóg samych Biżymdów!

(Wiele się bab już zeszło do tych kilku i wszystkie naraz mówią. Nagle cisza zapada. Wszyscy ku tyłowi sceny wolno się obracają i rozstępują się na dwie połowy w wielkim milczeniu. Spomiędzy dwóch budowli wchodzą - pierwej kapłan, za nim siwy wieśniak w łapciach i w białej siermiędze lnianej - a za nimi dwaj pomniejsi kapłani i żołnierze posłuszeństwa.

Więzień ma powróz na szyi, a drugi u jednej nogi, zaś końce tych trzymają kapłani. Lud pada na kolana i dwukrotnie bije głowami w ziemię, hołd składając przed kapłanem, który z przesadnym gestem kokieteryjnej powagi, z głową zbyt wysoko niesioną, błogosławi na wsze strony. Po tym skończywszy to, obchodzi brzegi tłumu i ofiaruje, czy chcą, czy nie, ręce do całowania klęczącym. Kapłan podchodzi do przodu sceny, a stanąwszy tyłem do widzów, rękoma daje znak, by Lud wstał. Lud szanownie pochylony czeka w milczeniu. Więzień stoi przed kapłanem.

Kapłan

Łagodny mój ludu! Dziś jest nowy dzień sprawiedliwej Ukary, dla tych co nadal śmią trwać w błędzie waszych dziadów. Dziś znów jest dzień wymiaru cierpień za upór życia grzechem i nieposłuszeństwo wobec praw Biżymdów, jak i władzy Wielkapłana Ciuła. Wielkapłan Ciuł, mając szczęśliwość swego ukochanego Ludu na sercu, woli zaledwie paru grzeszników Ukarze oddać, niżeli wszytkich narażać na gniew Boga Hjeh Weha. Woli on kilku poświęcić cierpieniom Ukary, niżeli wszystkie jego ziemie najazdowi ław wojennych, wszechpotężnego państwa Biżymdów.

Wiele już to razy Jego Szerokość Wielkapłan Ciuł zdołał wstawiennictwem swym odwrócić zasłużony gniew straszliwego Smoka od waszych siedzib. Wielekroć ubłagał go, by powódź rzek cofnął z powrotem do chmur, skąd przyszła. Zdołał użebrać zarzegnanie moru dzieci waszych i waszego bydła. A ileć to razy uprosiła Jego Szerokość straszliwego Smoka, by deszcz nagły zesłał i pożogę wsi zadusił???...

Lecz wśród was nadal kryją się niewierni, co zamiast Boga Hjeh Weha wysławiać i nam posłusznymi być, kryjomo wielbią tamtego... i nadal nauczają młodzież obrządków starobrzędu. Niewdzięcznicy, przeczą Boga Hjeh Weha świętości, a przeciw naszemu opatrznościowemu wszechpaństwu Biżymdów śmią złorzeczyć.

(przerwa i znów mówi)

Ludu mój łagodny! Wiara twa w wielkość Boga Hjeh Weha cię tu sprowadziła, jak i to pragnienie spełnienia się sprawiedliwości. Zwyczajem naszym i naszych praw porządkiem przybyłem tu, by sądy sprawować, wy cnotliwe matrony, by pomóc mi w Wymiarze Ukary a ty, O Szlachetna młodzieży, by ją wykonać i dojść przez to do najwyższego przywileju, to jest by mieć możność dosięgnięcia szczęścia przez szczytne poświęcenie się dla swego ludu i zostać ofiarnikami Smoka.

(przerywa i mówi, zaciekle)

I znowu tą porą nowego mamy złoczyńcę, choć tylko jeden tym razem, toć gorszy od wielu. Zeszłej pory było czterech, dwóch Rusów, jeden Polak, jeden Czech.

I tym razem znowuż Czech, ta podła krew! Zawinił on ciężej od tamtych wobec Boga Hjeh Weha, a usta ma pełne jadu. Podłość jego jest siostrą jego grzeszności. Inni co dawniejszej Ukarze poddawani byli, nauczali wstecznych obrządków nocami, bo jednak Boga Hjeh Weha się bali, a przy słońcu dnia w twarz ludziom patrzeć nie śmieli, lecz ten Czech podły, nie jak oni, nie nocą nauczał, lecz w samo południe.

Tłum

W samo połednie nauczoł, kara mu, kara mu!

(tłum ciska przekleństwa na więźnia i grozi pięściami. Przez chwilę stara się doń dostać, lecz żołnierze zagradzają mu drogę i uspakajają. Więzień stoi ze schyloną głową milczący)

I Kapłan

Hjehwito! Bracie Mój! jakże to było z tym niewiercą?! Cóż ten wróg wszechpaństwa Biżymdów, czynił?! Zalisz nie nauczał on podczas południa?...

II Kapłan

Ło tak! Ło tak! bracie Hjehwito! Jo wierny sługa Wielkapłana Ciuła, pokorno istota Boga Hjeh Weha som to słyszołem od drugiego brata Hjehwity, że tyn to tu złoczyńca, wybroł se zniwa na naukę! Wybroł se zniwa, kiej ludzie w słońcu rozpolónym pracujom i najspragnieńsi są ostudzić swój dech. Codzinnie, w samo połednie do żyńców z wiodrym wody przychodził, coś im szeptoł, nagadywoł. Coś im ważnego prawić musioł, bo odchodzili od niego do pracy, śpiwający.

A przecież to grzych śpiwać podczas żniw. Grzych to być wesołym, jak wiadomo. Do srogigo ich grzychu namowioł, bo aż całe pole ludzi się rozśpiwało i jak pogany się weseliło.

A nigdy im, roz jeden nie starczyło. Ciągle wrocali i czegoś wincy chcieli i wody wincy pili. To prowdą, że żniwa raźni szły i żniwa kuńczyły się pryndko, ale ziarno beło w grzychu śpiwanio poczynte i w uciesze zebrane pogańskij.

I Kapłan

I co więcej bracie Hjehwito?

II Kapłan

Potym, potym opowiodali se, że nosom w sobie drobine Boga Wygnańca, tego co to downij był nasym...

I Kapłan

(przerywa mu)

Dosyć! dosyć tego!

Tłum

A widzicie niewierce! O ŚwiatOwidzie im osprawioł! Zdrodzoł Boga Hjeh Weha! Kara mu, kara mu!

I Kapłan

Niewdzięczny potworze! Za dobroć Boga Hjeh Weha, tak się to odwdzięczasz?! Za naszą pilnotę nad duszą twą, tak się wypłacasz?! Za nasze przebłagania gniewu Smoku taką to oddajesz wzajemność?!...

Tłum

(krzyczy, złorzeczy, przeklina i kary się domaga)

I Kapłan

(podchodzi, schyliwszy się do więźnia i syczącym głosem się pyta)

A... możeś ty... możeś ty chciał karę Smoka na ten Lud sprowadzić?... Toś ty naszych ludzi wrogiem! A możeś ty... złych duchów sługą, więc chcesz nieszczęścia swojego narodu?... Tożeś ty na naród ten łagodny, klęski gotował?!

(tłum podniecony dobić chce się do więźnia, lecz żołnierze ich wstrzymują. Wielki hałas się wzbiera, kapłan podnosi na uspokojenie go ramiona)

Tłum

Poddać go Ukarze, poddać Ukarze; Ukarze!...

I Kapłan

Uspokójcie swe słuszne oburzenie, ludzie dobrotliwi! Cicho, cicho, wierni Hjeh Wehianie

(do więźnia podchodzi i mówi jadowicie)

No i cóż ty tak niewinnie tu stoisz? Czyżbyś do nas już nic powiedzieć nie umiał? A możeśty już zapomniał o twoim czworakim ŚwiatOwidzie?

(czeka na odpowiedź)

Trzymać mu ramiona!

(żołnierze chwytają więźnia)

O, już ci języka przed Ukarą zbrakło.

(uderza w twarz starca i wybucha złością)

Ale my twoje żądło znajdziem! Wyrwiem ci je... razem ze Starobrzędem!

(tłum wyje z uciechy i domaga się Ukary. Hałas zagłusza wszystko)

I Kapłan

Jaka jest zatem wola mego Ludu łagodnego? Bo czynić nie chcę niczego wedle mojej woli, lecz wedle woli Ludu.

Tłum

Oddać go Ukarze, oddać, Ukarze, Ukarze!

I Kapłan

Sam słyszę, że to nie ja, lecz Lud domaga się Ukary.

Tłum

Tego my chcemy, Ukary chcemy, Ukary!

I Kapłan

Zanim sprawiedliwości spełni się odmiara, wedle praw Biżymdów i uznanego zwyczaju, pierwej ostatnią przysługę jemu przyznajemy. Bo złoczyńcy wolno się przed sprawiedliwością ukornie tłumaczyć.

Tłum

Niech mówi więc, mówi, póki może, póki...

I Kapłan

... cóżeś to prawił żeńcom, coś opowiadał im podczas południa?

(oczekuje jakiś czas odpowiedzi, a więzień stoi milcząc)

Puścić go żołnierze, niechaj wolny mówi na pytania.

(podstępnie)

A możeś ty nie w południe zmawiał do niewiary?... Może to już był zmrok i już po zachodzie?...

(więzień, milczący stoi, niesłyszący pytań)

Tłum

Gadaj tchórzu, gadaj, gadaj!

I Kapłan

(uspokaja ramionami)

Toś ty pokorny, toś taki potulny? Boisz się teraz Ukary. Zatem sam uznajesz karę, swym milczeniem, jako ci zasłużoną? Do winy się przyznajesz, nikomu nie przecząc, ni łagodnego Ludu zarzutom! Zaś przyznając ją sam sobie, zgadzasz się z nami Hjeh Wehjanami, że nie ma we wszechświecie innego Boga krom Boga Hjeh Weha?

(więzień milcząc stoi ze spuszczoną głową. Wszyscy wyczekują jego odpowiedzi)

A więc zgadzasz się z nami i sam teraz milczeniem swym przeczysz wybłędzie ŚwiatOwidowi? Wiec sam teraz z nami tutaj zebranymi przeczysz dawnym naukom o Sławianach i ich ŚwiatOwidzie?

(krzyczy)

Więc przyznajesz, że są teraz tylko Polacy, Rusini, Czesi, Słowacy, Bułgarzy i Serbi, i że są teraz tylko jedynie Hjeh Wehjanie i że już niemasz ŚwiatOwida, ni Sławian?

(więzień rękę do czoła przykłada i łagodnie mówi do siebie. Wielka cisza zapada)

Więzień

Sławiany, Sławiany były spragnione... widziołem usta zziojane, słyszołem dech ich zzipany, kieby rybki snonce na piaskowym brzegu. Sławianie! Sławianie! Wody im przyniosłem, po dwa wiadra na roz...

I Kapłan

(przerywa)

Toś ty im o spragnieniu przypominał! Przypominał im zmęczenie? Więc podburzałeś żeńców?

Więzień

(do siebie)

... spragniniem im przypomnioł, wedle Starobrzędu przysługe pragnoncym sprawowoł... Zeszły się Sławiany, zeszły żyńcy zaślubini cinszkij pracy. Zeszły sie dzieci spragnione ukoinio... Grzecnie kłosie na bok odłożyły, by dusze zziojane ostudzić... Po dwam wiodra wody nosił. Po jednym dlo kożdy potrzeby; jedno, by Sławian raczyć, drugie, by Sławian koić. Wedle Bogobrzędu przyniosłem im wody do picio i wody do zmycio zbolały głowy...

II Kapłan

Wom tu o Starobrzyndzie godać nie wolno

Więzień

... przyszli, bo byli stynsknini za źródłym, przyszli noleść duszy ukoinie i ciała uraczynie.

I Kapłan

(szepcze)

Cożeś im to opowiadał, co nauczał?

Więzień

(wysoko ramiona podnosi. Mówi natchniony)

Przynosze wom, moje dzieci spragnione, Pozdrowinie! Z wodom przynosze Pozdrowinie z samygo żywota zimi. Co downij było nasze na zimi, tero jest zegnane pod zimie. Pijcie z tego tutaj wiodra.

(ręką wskazuje na lewo od siebie, a cały tłum z kapłanami, głowy tam zwracają, jakoby wiadro i wodę widzieli)

Utopcie w nim swe spragninie i tynsknote. Na dnie wiodra zielóny mech, tam uspokoinie nońdziecie. Tam na dnie mechu, na mechu zielónym, rozłóżcie swe zmyncone spojrzynio i spokój wpuśćcie do duszy.

Pijcie wode, pijcie Boże Pozdrowinie. Świynto woda w sobie płukała świynte Ziornko Piosku, co sercem było z posągu ŚwiatOwida. Pijcie i pijcie Boże Pozdrowinie. Płynie kasik świynty piosecek we wnyntrzach zimi, może daleko, a może tutoj. Płynie kasik niewiadomo, może tutoj w moim wiodrze w tyj tu wodzie, co jom pijecie.

(wskazuje w prawo od siebie, na niewidzialne wiadro, a tłum i kapani głowy również tam zwracają)

Pijcie Boże Pozdrowinie. Kto z wodom nieświadom tego wypije i Świynte Ziarnko do swyj duszy wpuści, tyn wpuści Boże Wskazanie. Ten Boga Jedności Sławiańskiej, wysłannikiem ŚwiatOwida bedzie.

I Kapłan

(budzi się z zamyślenia)

... puszczaj ... puszczaj mię... dość twych czarów... Dość tego bluźnierstwa, dość gadania głupiego. Stary niedowiarku, zaraz cię Ukara zasłużona uciszy.

A teraz wszystko musi odbyć się wedle przepisów i praw Państwa Biżymdów. Wedle wiary Hjeh Wehjańskiej wskazań i prawości spełnioną być musi Ukara.

(tłum, teraz stoi milczący)

Wedle czcigodnych rozporządzeń Wielkapłana Ciuła, wedle dobrotliwych wskazań Jego Szerokości, jako namiestnika Smoka Wszechmogącego, ja pokorny sługa Wielkapłana Ciuła i Kosa rozkazuję wam, zebrani tu łagodni Hjeh Wehjanie, rozpocząć wymiar Ukary.

Pierwej rozdział tu zebranych! Mężowie starzy na prawo, starsze niewiasty na lewo! A ty, o szlachetna młodzieży, na środku. Chłopcy i dziewczęta tutaj.

(wskazuje)

Złoczyńcę pod ścianę odstawić a pilnować dobrze!

(żołnierze zabierają więźnia i znikają za gromadą kobiet. Kapłan zwraca się do dwóch innych)

Bracia Hjeh Wehici, dajcie znać Wyroczyni, by teraz raczyła przybyć i swój obrządek rozpocząć.

(obaj odchodzą w głąb sceny, a za chwilę wracają z przejścia między domami. Wchodzi pierwsza Wyroczyni, za nią dwaj kapłani. Jest to stara kokota, przeraźliwie zalotliwa i sztuczna. Włosy nosi w zwisających puklach i szczerbate ma usta)

Witaj nam Wyroczynio! witaj wszewiedząca niewiasto!

(tłum pada na kolana i głową ziemi dotyka, a ona znakiem rąk każe, by powstali)

Okaż nam łaskę swą, o Wyroczyni, i wskaż drogę wyroków Boga Hjeh Weha! Lecz pierwej poucz tę młodzież szlachetną o tem, co czeka tych, których Bóg Hjeh Weh wskaże na Odkupicieli Ludu i na bohaterskich Ofiarników Smoka!

(żołnierze wnoszą wypróżniony pień, na którym kapłanka staje i tak mówi)

Wyroczyni

Ach, moi mili ludzie, bardzo szczęśliwa jestem, że mogę posłużyć mą nadprzyrodzoną siłą, by ulżyć Ludowi w jego trudnych zadaniach.

Właśnie wracam ze Świątyni Boga Hjeh Weha, gdzie użyczyłam ważnych rad Wielkapłanowi Ciułowi, gdyż jak wiecie, tylko ja umiem odczytać wyroki Boże i mowę Smoka zrozumieć...

(zacina się)

Ach tak, miałam do młodzieży mówić! Miałam wytłumaczyć znaczenie ich szczęścia, to znaczy szczęścia tych, co będą wybrani na Ofiarników wedle wskazań Boga Hjeh Weha, które ja odczytam. Wszakże wiecie, moi młodzianie, co to jest być Ofiarnikiem?

Młodzież

Wiemy, wiemy, wiemy!

Wyroczyni

Wiecie, jakie szczęście przez cały rok potem was czeka?

Młodzież

Wiemy, wiemy, wiemy!

Wyroczyni

Muszę jednak, wedle praw i obrządku, wam jeszcze o tym opowiedzieć, byście to lepiej zapamiętali. A więc, zaraz po spełnieniu Ukary odbędzie się obrządek Obryzgi, czyli pisma Bożego, które z kropli krwi na twarzach waszych ja odczytywać będę. Tylko krople krwi bryzgnięte wam w twarze, układające znak Smoka, wskażą mi wybrańców jego i ci to z was, szlachetni bohaterzy, dostąpią wiekopomnego zaszczytu Odkupicieli Ludu, za których życie Smok wybaczy winy waszych ojców.

Ich to ofiarność przywiedzie i zapewni szczęśliwość ojcom, matkom waszym i całemu starszemu pokoleniu. A czy wiecie, co was za szczęśliwość czeka przez cały rok na Skałce, w razie zostania wybranymi Ofiarnikami?

Młodzież

(z zapałem)

Wiemy, wiemy!

(jeden wykrzykuje)

Ale mów nam o tem więcej!

Wyroczyni

Po moim wyborze, wybrańcy Smoka będą zabrani na Skałkę. Tam przez cały rok będą żyli w największych tuziemskich rozkoszach. Najdoskonalsi młodzieńcy i najcudniejsze dziewiczki tam razem przebywać będą, jedząc najlepsze strawy naszej ziemi, nosząc najstrojniejsze szaty i razem zażywając uciech, nie zabranianych w swej swawoli...

Będziecie tam murem odgrodzeni od zwykłych ludzi jako półbogowie, jako wybrańcy Boga Hjeh Weha i ofiarni synowie Ludu...

A zatem, chcecie być Ofiarnikami Smoka i odkupicielami ludzkości?...

Młodzież

(z uniesieniem)

Chcemy się oddać, chcemy oddać!

Wyroczyni

(poważnie i złowieszczo)

Słowo jest słowem, a kiedy je Sławianin daje... jest czynem! Słowo wasze jest ślubem! Skończyłam! A teraz odchodzę.

(zwraca się do kapłana i twardym głosem mówi)

Rozpoczynać obrządek Ukary i znak mi dać, kiedy Obryzgę skończycie.

(odchodzi między budynki)

I Kapłan

(wszedłszy na pień przemowny)

Złoczyńcę tutaj!

(kapłani przywodzą więźnia. Jeden z kapłanów przynosi dwie miseczki: jedną z czarną farba, drugą z białą i trzyma je przed kapłanem. Ten mruczy coś, jakieś zaklęcia wymawia, potem macza lewą dłoń, w czarnej miseczce i nią smaruje czoło więźnia. Prawą zaś, (białą) smaruje poziomą smugę przez twarz i usta jego)

Odbieram ci Prawo Człowieka!

Odbieram ci Prawo Mowy!

Złoczyńcę niewiernego na ziem! Tam pod ścianę!

(żołnierze biorą go szybkim ruchem i za babami pod ścianą znikają. Tłum się cieszy i głośno rozprawia)

Przynieść tu pytajnik i przynieść dwanaście pytań!

(jeden żołnierz otoczon czterema innymi przynosi kobiałkę wiklinową, z niej wydobywa i na ziemię kładzie żelazny hak z przytroczonymi doń dwunastoma postronkami. Odchodzą. Baby same ku kapłanowi się prą, widocznie w spodziewaniu czegoś, co już dobrze znają)

Która z was...

(lecz one już wszystkie podnoszą kiecki, by pokazać ile ich na sobie mają)

Która z was, godne matrony, najstarsza godnością i wiekiem, najwięcej dziś kiecek nadziała na siebie?

(wszystkie się kłócą i o honor dobijają)

I Baba

To jo, Stryju Wielebny, nadziała ich dwanaście!

II Baba

Stryju Wielebny, jo mom dziesięć, ale bardzo grubych.

III Baba

Una kłamie. Mo tylko dziewięć na sobie, a i tak, jedno z nich dziurawo.

I Kapłan

Nie kłóćcie się łagodne niewiasty. Ta, co ma kiecek dwanaście, niech mu okrakiem siądzie na ramionach!

Idź i sprawuj się dobrze łagodna niewiasto. Weź jego głowę między swe kolana i trzymaj, i trzymaj, i trzymaj!

(pierwsza baba biegnie za gromadą bab i znika za nimi, znalazłszy więźnia)

Teraz niech inne siądą mu na nogach, na zadzie, na plecach, na stopach i tak, by widać go, ni słychać nie było.

(biegną wszystkie, rozpychają się, biją i kłócą. Zniknąwszy za gromada innych bab, cichną. Więźnia nie widać, lecz słychać jego jęk)

Więzień

O, Panie Jedności, to jo, twój roznosiciel wody.

(baby wybuchają histerycznym śmiechem, i zagłuszają jego głos)

I Kapłan

(do kapłanów)

Wziąć ten pytajnik i zadać nań język tego grzesznika.

(kapłani zabrawszy hak, znikają wśród bab, a za nimi wloką się postronki - pytania. Za chwilę wśród grobowej ciszy rozlega się dławiony skowyt. Jęki zagłuszone są znowu histerycznym wybuchem śmiechu bab)

Przynieść mi dwanaście pytań!

(kapłani wyłaniają się spośród bab i składają się przed kapłanem)

Wy zaś, moje dzieci, rozplączcie końce tych pytań.

(chłopcy i dwie dziewczyny chwytają za linki)

Idźcie teraz w stronę waszych ojców i dziadków. Tak tam tam na prawo!

(czeka chwilę)

Dzień dzisiejszy jest dniem wielkiego znaczenia, o dzieci moje drogie, dzieci łagodnego Ludu. Wyrywając język temu bluźniercy i strasznemu grzesznikowi odganiacie wielkie nieszczęścia od naszego Narodu. Wyrywając żądło tej żmiji grzesznej, stajecie się czeladnikami naszymi w spełnianiu obowiązku świętego. Stoicie u samych wrót waszego szczęścia, bo możecie być Wybrańcami Wyroczyni, Obrańcami Smoka i Odkupicielami Ludu.

Młodzieniec

(występuje i mówi)

Stryju nasz dobrotliwy! Gotowiśmy mu Ukarę wymierzyć. A jeżeli szczęście knam się zwróci, to spełnić gotowiśmy nasze życie w ofierze za ojców naszych. Chcemy oddać się ku Smoka przebłaganiu.

Chór

Gotowiśmy wyrwać mowę grzesznikowi. Gotowiśmy życie Smokowi w ofierze dać, życie dać,... dać!

I Kapłan

Chwała wam dzieci Ludu łagodnego! Serce się we mnie od szczęścia raduje, żeście tak skorzy wymiar Ukary stosować. I życie swe w ofierze dać, by Lud od gniewu Smoka uchronić. Raduje się z was Bóg Hjeh Weh i potężne Państwo Biżymdów.

Czyście gotowi?

Młodzież

Gotowi! gotowi!

(w tej chwili z lewej strony sceny wchodzą Krak i Ludola. Ojciec syna wiedzie za rękę. Z prawej strony wchodzi Zdradar, wiodący kapłana Kosa również za rękę.

Krak i Ludola dołączają się do środkowej gromady młodzieży, zaś Zdradar z Kosem przyłączają się do starych mężczyzn, darzeni zewsząd wielkim szacunkiem i znalazłszy miejsce między nimi. Nosi on wielką ilość blaszek i odznak na piersiach. Słychać jęki więźnia od czasu do czasu)

Baba

(krzyczy na Ludolę)

Co ten stary między młodych lezie?

I Kapłan

(z niekrytą niechęcią)

Eh, jemu wolno, toć to Ludola - kowal dusz młodzieży.

Młodzież

(domaga się)

Gotowi, gotowi jesteśmy, jesteśmy!

I Kapłan

Zaczynamy! A teraz pierwsze i drugie pytanie

Żali przeczysz, że nie ma już Sławian, lecz są tylko Polacy, Rusini, Czesi, Słoweńcy i Serby?

(daje znać oboma rękami, każdą pokazując jeden palec, w milczeniu dwójce młodych, by ciągła za powrózki. Straszny niewyraźny jęk słychać spod kiecek siedzących bab. Kapłan mówi drwiąco)

Mów wyraźniej, bo w razie niezrozumienia cię, wszystko co powiesz przeciw tobie będzie użyte.

A więc nie przeczysz?

(czeka)

Żali przeczysz temu, że zamiast jedności Sławiańskiej jest tylko Hjeh Wehjan jedność?

(daje znak następnym dwom młodym, co zabrawszy sprzed niego dwa następne "pytania" wyczekiwali skinienia ręki. Baby histerycznie przedrzeźniają jęki więźnia, starzy chłopi zaś, na prawo, mimicznie przechylają się razem z młodzieńcami ciągnącymi "pytania" - Kapłan nagle zatrzymuje się z obrządkiem pytania i zwracając się do Kraka pyta powolnie)

Czyj-żeś ty, synu?

Krak

Jam Ludolin, syn kowala dusz, z Ojcowa!

Młodzież

(szepcząc)

Syn tego, co nam dusza kował! Krak Ludoli!!

I Kapłan

A czemuż to nie ciągniesz z nimi i "pytań" nie zadajesz temu tam złoczyńcy?

Krak

Bo Ludoli, ojcu memu tak język wyrwano!

Młodzieniec

(jeden z ciągnących "pytania")

Jemu tak jak my teraz, język wyrwali młodzi! Język wyrwali kowalowi naszych dusz!

(dwóch innych staje przy nim i ręce mu podaje. Zdradar przyprowadza od tyłu do nich kapłana Kosa, by podsłuchiwał ich "Święte Oburzenie". Kapłan widząc zmianę nastroju tłumu zarządza pośpieszne skończenie krwawego obrządku)

I Kapłan

(nerwowo)

A teraz resztę "pytań".

(ręką daje znak, kiedy już inni zabrali powrózki, by byli gotowi do ciągnienia)

Żali możesz przeczyć, że Smok jest namiestnikiem Boga Hjeh Weha, a Wielkapłan Ciuł namiestnikiem Smoka?

(daje znak ciągnącym, a oni nachylają się rytmicznie. Słychać ciągle jęki)

Żali przeczysz tej prawdzie, że świecki kapłan Kos jest namiestnikiem Jego Szerokości Ciuła, a ja namiestnikiem Kosa.

Czy zatem możesz przeczyć, że...

(wśród strasznego jęku i krzyku bab język wyrwany jak kamień z procy, wyślizguje się z pośród bab i wpada między oszołomioną młodzież. Obie dziewczyny i jeden chłopiec upadają w omdleniu na ziemię)

Trzej Przerażeni

(Trzech, co wahali się w dalszym ciągnięciu, stoją teraz w środku koła oniemieli. Jeden, nieświadom tego, trzyma "pytajnik" z wyrwanym językiem. Reszta z odrazą rozpierzchła się, zostawiając ich w środku)

Cóżeśmy uczynili! To za wielka kara! Cośmy, cośmy uczynili!

(inni do nich i do zemdlałych na ziemi podchodzą, a Zdradar między nimi - Kapłan schodzi z kloca przemównego, by młodzież ustawić w kolisko)

I Kapłan

A teraz, dzieci moje, stańcie w kolisko, by ostatni już obrządek spełnić, a chwała i łaska was nie miną.

(pokazuje)

O, tutaj kolisko ustawić wokół grzesznego żądła tego. Który z was jest najmłodszy?

Chłopiec

(podbiega do niego i woła)

To ja!

I Kapłan

Ot, stań tu na środzie koliska, teraz ty będziesz Obryzgę sprawował.

Chłopiec

(mówi z wyrzutem)

Ale, za to sam nie będę Ofiarnikiem obrany.

I Kapłan

Za młodyś, chłopcze. Na przyszłą porę za to będziesz może przez Wyroczynię obrany. A teraz chwyć za te dwanaście pytań, stój tam teraz prosto, a na środku i czekaj.

(podchodzi do środka sceny i do tłumu się zwraca)

Słuchajcie mię teraz wszyscy, a uważnie. Wszyscy, wszyscy!

(tłum się zbija około niego)

Mnie namiestnikowi Kosa i wykonawcy wyroków Jego Szerokości Ciuła, jak wam wszystkim tu zeszłym się na ten obrządek, nie wolno być obecnymi przy odbywaniu się tajemnej Obryzgi. Nie wolno również być przy jej odbywaniu się więźniowi samemu, którego język służyć będzie jako narzędzie Wyroczyni. Żyw czy martwy, z sobą wynieść go musicie.

(zwraca się do czekającego chłopca trzymającego hak z wyrwanym językiem)

Ty, chłopcze, po moim i wszystkich odejściu staniesz w środku koliska i zaczniesz wokół swej głowy tym krwawiącym żądłem wywijać. Wy zaś zamkniecie wszyscy oczy trzymając sobie ręce. Czekajcie tak w ciemnicy ócz cierpliwie, aż krew z wyrwanego języka wam twarze zbryzga. Trwajcie tak z zamkniętymi oczyma i spryskanymi twarzami aż do chwili, kiedy Wyroczyni wróciwszy tutaj sama was z tych marzeń o ofiarnictwie obudzi i odczyta z kropli krwi wasze losy.

(podnosi ramiona do góry, okręca się parę razy w koło i mówi)

O, Panie nasz! Poszczęść tym młodym, by stali się godnymi Odkupicielami grzechów swoich ojców.

(szybkim krokiem odchodzi, tłumowi dając znak, by z nim opuścił miejsce Ukary. Wszyscy wychodzą. Zdradar z Kosem również, a Ludola z Krakiem na samym końcu. Ludola zatrzymuje się w przejściu między domami, zaś Krak wraca do pozostałej młodzi i mówi)

Krak

Obrońcy Starobrzędu, Roznosicielowi wody, słudze ŚwiatOwida życie zabiliście, lecz ten tu język jego żyje!

Nie język jednak, ni mowa jego, ni krew wskażą Wyroczyni wasz los. Nie Obryzga wyjawi to, co w duszy macie. Zanim sobie Obryzgę wspólną sprawicie, zanim Wyroczyni Boże wyroki wam z krwi obryzgań wyczyta, już teraz wam powiem, że was dwóch i ciebie trzeciego na Ofiarników wskaże.

(mówiąc to ręką dotyka ich ramion i kolisko obchodzi, by trzeciego z drugiej strony dotknąć. Uczyniwszy to odchodzi wolnym krokiem i znika za węgłem z ojcem swoim. Trzech młodzieńców, których dotknął, byli to ci, którzy przerażeni byli wyrwaniem języka więźniowi. Jeden zaś z młodych rzuca uwagę)

Młodzieniec

Po co on to mówi? On zawsze taki. Zaczynamy!

(chłopiec w środku koliska zaczyna wywijać językiem. Słychać jęk, jakby tegoż właśnie języka, przy każdem okręceniu jego ponad głową. Każdy z Młodzieńców osobno, mając oczy zamknięte zaczyna intonować osobne zdanie, mówiąc coraz to głośniej i prędzej)

Młodzi

Nadeszła wyczekiwana chwila!

Już czas nam wybierać, kto godzien.

By najgodniejszych odnaleźć.

To jest mój dzień poświęcenia.

To ja, to ja wybrańcem zostanę!

Modliłam się o to calutki rok!

Moja krew odkupi Lud!

To mnie za Ojczyznę umierać!

Moje jedyne życie, za mało!

(nie słyszą, kiedy na palcach wkraczają Zdradar z Kosem i Wyroczynią Zdradar pozostawia Kosa na boku, a sam oprowadza Wyroczynię i wskazuje jej trzech, co tknięci byli odrazą na widok wyrwanego języka, aby ich wybrała na Ofiarników. Karzeł uczyniwszy to, chyłkiem odchodzi ze swym panem)

Młodzi

Moja krew jest najskorszą!

Jam nocą na grobach wyzbywała się lęku!

O mnie Bajbajoc bajkę będzie śpiewał...

Wyroczyni

Dosyć, dosyć, dosyć już, szlachetna młodzieży!

(chłopiec przestaje wywijać językiem ponad głową)

Stójcie, stójcie na miejscach, aże was zwolnię z koliska Obryzgi. Niechaj czas mam na moją natchnioną Wyrocznię.

(nie ruszając stóp z miejsca, młodzież ku niej się obraca)

Młodzi

Mów, mów, Wielebna Wyroczyni, o naszym szczęściu, czy o naszej klęsce! Nie daj cierpieć już dłużej, cierpieć w niepewności!

(Wyroczyni wchodzi do koliska, a Krak z Ludolą na scenę z tłumem za sobą. Wszyscy wchodzą w ciszy skupionej i na palcach)

Wyroczyni

O! Tobie, Tobie chłopcze Bóg Hjeh Weha zesłał swą łaskę!

(mija paru i dotyka drugiego)

I tobie...

(lecz zanim znajdzie trzeciego, on sam się wyrywa i krzyczy)

Młodzieniec

I mnie Bóg Hjeh Weh wybrańcem znakował.

Wyroczyni

(złowrogo, zdziwiona)

Jak śmiesz wyprzedzać mię, moją Wyrocznię! Skądżeś ty wiedział, że i ty Wybrańcem zostałeś?

Młodzi

Myśmy wszyscy o tym wiedzieli, wiedzieli! Myśmy wszyscy!

Wyroczyni

Co? Wiedzieliście? Jak mogliście wiedzieć bez mego wskazania? Któż wam o tym powiedział?

Młodzi

Krak to wiedział i powiedział, co wiedział.

(Wyroczyni zaskoczona milczy chwilę, a Zdradar z Kosem już za Krakiem stoją i Zdradar znakami wskazuje Wyroczyni, by bliżej podeszła)

Wyroczyni

Daj popatrzeć na twe lico! Toś ty o tym wszystkim wiedział? Wiedział przed Wyrocznią? Toś ty niezwykły młodzieniec. Ktoś ty taki?

Krak

Syn Ludoli, kowala dusz, z Ojcowa. Od ojca wszystko wiem. Wiedziałem przed Wyrocznią, bo Ofiarnikami Smoka zostaną nie ci, co mają krew na twarzy, lecz tylko ci, co tchnięci są "Świętym Oburzeniem"!

Wyroczyni

Czekaj!... nie przerywaj... ach! ach!

(udaje proroczość)

Widzę! widzę! Na licu twym krople krwi z wyrwanego języka! Widzę znak Poświęcenia! Znak Smoka widzę wyraźnie! Jest to wyrok Boży! Kraku Ludolin, ty też jesteś Wybrańcem na Ofiarnika!

Krak

Krwi na licu mym nie widzisz, o Wróżbabo, bom w kolisko Obryzgi nie stawał. Ale jestem tknięty, jak ci trzej w tym ofiarnym kolisku, tknięty "Świętym Oburzeniem"!

Zamrocze

+ + Poprzedni rozdział + + Spis + + Nastepny rozdział + +

+ + Ukryj menu + + Powrót do opisu + + Pokaż menu + +