Licencja Creative Commons Licencja Creative Commons Ten utwór utwór jest dostępny na licencji Creative Commons.
+ + Ukryj menu + + Powrót do opisu + + Pokaż menu + +

+ + Poprzedni rozdział + + Spis + + Nastepny rozdział + +

ROZDŹWIERZE

I. Odmrocze

Na scenę skacze Rege Rege, za nią wchodzi Bajbajoc. Jest bosy i o brudnych nogach, odziany w lniane łachmany, a na bezwłosej głowie ma nasadzoną koronę z drobnych polnych kwiatów o długich łodygach bezładnie ułożonych i daleko sterczących. Jest ogorzały. Mówi brzmieniem ruskim. Rege Rege jest zieloną żabą z białym podbrzuszem i łatkami.

Pierwej słychać ich za sceną, zanim wejdą przed widzów. Bajbajoc opowiada koniec jakiejś bajdy, a Rege Rege skacze przy nim.

Bajbajoc

... już go wrodzy osaczyli, już wódz wrogów ręki sięga, lecz on z mieczem się przechyli ... zamiast głowy krwawa wstęga bucha z ramion, miast przekleństwa. Głowę wroga porwał z miecza i koniem cisnął się ze skały z góry w przepaść, oblan cieczą - tam, gdzie gwiazdy w głębiach rzeki skonały. A do dziś, grzywa jego konia falami się wznosi

(spostrzega widzów)

... Sława wam Sławianie! Sława tu zebrani! Tchnięci dobrą wolą, by się w jednym miejscu zejść, jedną gościć myśl i sercem jednym czuć! Sława wam za dowód jednoty! Zeszliście się tutaj, Młodziaszynki moje, bym was zawiódł do mojej krainy, tam, hen u kraju wieczności, zwanej przez żywych ludzi Przeszłością. Wszystkoć ja wiem, co jest z mojej krainy i o wszystkim kiedyś wam opowiem, jak to było w mojej ojczyźnie - Przeszłości. Wy, Dzieciaszki moje, jesteście tuziemcami, a jam u was w gościnie, a za to, co wam dziś powiem, wy mi kiedyś o swojej ojczyźnie - Przyszłości - powiecie.

Ale teraz żeście przyszli tutaj, bym wam coś o moich czasach opowiedział.

(siada, a Rege Rege przy nim, na samym przodzie sceny)

Ot! tutaj jest moja niańka Rege Rege. Jest ona ostatnią z żabiego rodu, co na naszych ziemiach dawniej żył. Jej ludzie byli starożytniejsi od naszej sławiańskiej rasy, a zanim nasz lud się urodził, jej ludzie zajmowali wszystkie nasze ziemie. Prarodzice naszej rasy, a i innych także, wywodzili się z cudownej wielkrainy Atlanu. Legendojna Przeszłość i rechot żab niesie wieść, że babka Atla ze Słońcem się kochali. Żaby na Polesiu pieją, że Atla się już pięć razy miłowała ze Słońcem i że za każdym razem wiele ludów zrodziła.

Kiedy babka Atla wynurzy się z głębin swego stęsknienia, ocean się nad nią rozwiera, a słońce obłapia ją strumieniem gorącej miłości i w naporze gorących promieni nowym znaczeniem życia napładnia. Wówczas za widnokręgami, tu gdzie nasze ziemie teraz brzęczą chórem pszczół, dzieci i żab, noc wiecznej zimy zasłania niebo, a życie w kamień lodowy zastyga, zamiera ciszą czarną sennumarłą...

Śmierć Lodu i Nocy nas wszystkich opada, kiedy Atla Słońcu się oddaje, a on tylko ją jedynie strumieniem ciepłych wód obdarza. Noc Lodów trwa tyle zim, ile gwiazd świeci na niebie i jeszcze ze dwie kobiałki w dodatku. Po każdej takiej szczęśliwości Atla rodzi wiele ludów, sadza je na widnokręgu i pieczy żab rodu Rege Rege oddaje na wypielęgnowanie. Zapewniwszy swym noworodnym ludom pieczę żab, Atla ponownie zanurza się w głębię wód oceanu i wraca do łona matki swej Anu.

Ponownie strumień miłości Słońca przepływa ponad jej szczytami, pogrążonymi razem z tymi ludami, co giną od Potopu w Oce-Anie, a nasze Ludy, co osadzone były na widnokręgu i pieczy żab oddane, są ogrzane ciepłotą wód, co Atlę odeszły. Mać Atla jest powodem Potopu dla jednych ludów, co na niej się osiedliły i swój Twórczyn budować rozpoczęły, a powrotne życie kieruje zaś ku tym ludom, co żabom w pieczę były oddane. Jej zbliżenie miłosne do Słońca naszym ziemiom wieczną zimę lodów powoduje. Jej pogrążenie się w Oceanie jej Ludom Potop ziemi i ich żywota przywodzi. Kiedy Mać Atla jest miłości syta, a ponad nią ciepły dech Słońca ku naszym ziemiom ponownie wiosną życia przelata, wówczas na trzęsawiskach dobrotliwy ród żab Rege Rege niańczy nową ludzką rasę. W jej niemowlęctwie uczy chodzenia wśród bagien i moczarów, i śpiewania pięknego.

Żaby dobrotliwie uczą śpiewania, by dziękować Ojcu Ludów, jasnemu Słońcu, za życie, by ludy zapomniały skąd pochodzą, by za swą matką Atlą i cudowną krainą Atlanu nie tęskniły, a przywróconego życia ziem swoim smutkiem nie obciążały. Pierwszymi dziećmi Atli, co rodzicami się Sławian stali, jest wieczny Ludola, a matką przemijająca Gniewatra. Ojciec Ludola jest łagodny, dobrotliwy, cierpliwy i wiele cierpiący w milczeniu, jak nasz Lud, zaś mać Gniewatra jest przemijająca jak gniew Sławianina, wiecznie ukryta pod łzamarłym cierpieniem, lecz wyrywająca się nagle płomiennym gniewybuchem.

Po urodzeniu się Sławian dziadowie żaby Rege Rege wyniańczyli ich wśród bagien nieprzebytych. Kiedyśmy zaczęli gramolić się na czworakach, uczyli nas pływać i chodzić. W naszym niemowlęctwie jej przodkowie śpiewali nam i do snu lulali.

Rege Rege

(woła)

Rege rege - rege rege - rege rege!

(a odpowiada jej daleki chór żab na łąkach)

Bajbajoc

Ot! - to jest najsłodsza muzyka. Kiedy Rege Rege zawoła do łąk i bagien, to serce mi słodko umiera za krainą, skąd te prawieczne echa pochodzą. Echa z Ojczyzny mojej i z naszej wspólnej Przeszłości.

(przyklęka przy Rege Rege, i obejmuje ramionami jej głowę)

Tyś mię znalazła na brzegu rzeki Wyszły, tyś przygarnęła i śpiewała bajdy pradziejów. Tyś wychowała i nauczyła, by wyszedłszy z Wyszły, iść z nią na spotkanie Przyszłości i wielkiej Sławii.

Rege Rege

Rege rege! rege rege - rege rege!

(chór żabi jej odpowiada)

Bajbajoc

Najmilsi moi! - Nie wiem i nic nie rozumiem życia, ni ludzi dzisiejszych, więc o was wam mówić nie będę, ale coś mogę o waszej Przeszłości.

(zamyśla się i dalej mówi)

Opowiem wam o przeszłości z garści piasku, bo są tacy, co mówią wróżby z dłoni, tak ja o kraju i jego ludach mówię z piasku i o tym, co było.

(ogląda się wkoło, znajduje miejsce trochę dalej, schyla się i przynosi ze sobą garść piasku)

Ot patrzajcie! - tutaj jest mała garść piasku. Jest to osobny świat i sam w sobie. Te ziarnka piasku - to ludzie, ten czerwony robak - to ich władca, Bóg Skorupion, a ten zaś kawałek szkła - to bohater. Każda garść piasku ma swą przeszłość, ale powiem wam plećbę o tym kawałeczku szkła.

Razu pewnego ten bóg-robak, nie mając co robić lepszego, sięgnął po kawałek piasku i zaczął nim sobie paznokcie oczyszczać. Przechodził tamtędy sławny wśród piachu-ludzi ze swej hardości i nagłej uczuciowości młodzieniec Sam-Tam. Widząc swego współziomka zbezczeszczonego w ten sposób, a wiedziony nagłym uczuciem gniewu do swego pana, skoczył mu do oka, by przerwać tę zniewagę.

(Rege Rege przysłuchuje się, kładzie na brzuchu i wyciąga nogi)

Lecz robak-bóg był doświadczonym starcem, więc zamiast otworzyć oko, by wypadł z niego hardy młodzian, jeszcze więcej zacisnął powiekę i trzymał go, aż nadbiegli żołnierze posłuszeństwa i do lochów zabrali przestępcę.

Za karę Bóg Skorupion strącił go do krateru wiecznego ognia, by pożarły go płomienie, by żarem strawiony był. Oprawcy wiedzieli, że młodzieniec zniszczonym być nie może. Bóg-robak doglądał, doradzał, gdzie i jak więcej ognia dodawać, lecz mimo złej woli swego ponurego zamiaru spełnić nie był zdolen. Nie mógł życia pozbawić tego ziarnka piasku. Pan nie mógł zniszczyć swego podwładnego. Zamieniał mu kary, wymyślał nowe męczeństwa, lecz po latach gnębienia zamieniła się ta kruszynka piasku w kawałek szkła, a tysiące cierpień, które nań zesłane były, zamieniły go w błyszczący kryształ.

Ponieważ nabierał z każdym nieszczęściem i cierpieniem coraz więcej hartu, toteż przestał podlegać prawom starzenia się. W międzyczasie jego piachy-ludzie minęły i obróciły się w kurz, a przyszły spod ziemi nowe praprapokolenia.

Pewnego dnia spłynęła świadomość na Boga Skorupiona, że zamienił swego niewolnika w istotę nieśmiertelną. Nie mógł już sam szkody jemu wyrządzić i wzburzenie jego paliło go na swą bezsiłę więcej, niżeli przedtem żywy ogień palił jego więźnia. Poczucie bezsiły uczyniło go słabym wobec przerodzonego sługi. Wzgarda boga-robaka przewlokła się w otwartą nienawiść do Sam-Tama. Będąc sam teraz wobec niego bezsilnym, zdecydował zemścić się za swą boską pomyłkę. Wysłał go zatem między własnych ludzi-piach, między Sam-Tama własny Lud. I Sam-Tam wszedł między swój Lud ziemny, przyjęty jako ich obrońca. Wyszli mu szarzy ludzie na spotkanie i śpiewem, spragnionych światła dusz, go powitali.

Rege Rege

(woła)

Rege rege! - Rege rege - rege rege!

(z dalekich łąk odpowiada jej żabi chór.

Scena ściemnia się, a światło silnie pada tylko na Sam-Tama, który wchodzi bardzo powoli, ruchami pociągłymi, na środek sceny. Pokryty jest cały małymi kawałeczkami lustra. Oświetlony jest z dwóch punktów, tak że wydaje wiele odbić światła.

Podnosi oba ramiona w górę i nogi rozstawia. Słychać szum podobny do sypania się piachu i wiatru. Skałki i głazy, co przedtem stały nieruchomo, teraz podnoszą się osobno i widać, że są to szarzy ludzie o włosach i twarzach koloru piachu. Odczepiają się od głazów i wokół Sam-Tama staja, aż się wszyscy do niego schodzą z ramionami podniesionymi jak jego)

Bajbajoc

Lecz Bogu Skorupionowi inny zamiar w głowie złośliwej powstał. Sam-Tam nie między Ludem miał pozostać, lecz między Ludu najuczeńszymi. Zesłany był, by był przyjęty przez prosty Lud i Młódź jego, a skosztowawszy bratniej miłości, oderwan był potem od nich i umieszczon wysoko na wzgórzu tam, gdzie jedynie przebywają ci, co wszystko wiedzą, lecz niczego swa wiedzą uczynić nie umieją.

By Sam-Tama ukarać za swoją omyłkę, posłał go Bóg Skorupion między przemądrzałych wybrańców, bo ci, mając powierzchnię oczu tak szorstką jak kamień nic nie mogą widzieć, co się na zewnątrz nich dzieje, toteż będą widzieli go tylko takim, jacy sami są. Będą go widzieli przez swoje mgliste oczy, a to go uczyni podobnym im.

Razu pewnego - a było to między dwoma nocami biały promień Słońca padł na czoło kryształu - człowieka, przenikł go do głębi poprzez mózg, przez serce i przez duszę, czego jego ludzie nigdy sami nie doświadczali, bo chropatą mieli powierzchnię. Wybiegłszy z niego we wszystkich kolorach tęczy, promień słońca położył się na zebranym piaszym Ludzie, wzbogacony zrozumieniem kryształowego człowieka, rozlał się dobroczynnie i, jak ptak rodzic swym pisklętom, rozdrobnił słońca promień i na kruszyny go rozdzielił, by łatwiej były pojęte.

Lecz złościwe przewidzenie Boga Skorupiona było skuteczne w najstraszliwszą karę na kryształowego młodzieńca. Ludzie najuczeńsi, ci, co to wszystko wiedzą, a niczego nie umieją, zaczęli natychmiast kłam mu zadawać, a w Lud wmawiać zwątpienie. Wszyscy odmówili mu wiary. Wszyscy starcy ze wzgórza plujwą wzgardy go pokryli.

Bronił się Sam-Tam przed mędrków złą wolą i wołał do nich: "Pytaliście mię o Prawdę ukrytą w promieniu słońca, więc przepuściłem go przez jaźń moją, rozdzieliłem na osobne znaczenia wszystkie kraski przyrody i powiedziałem wam, że każda kraska jest kluczem tajemnicy do obrębnych pierwiastków przyrody. Rozłożyłem przed waszym wzrokiem niby ogon pawia całe odkryte bogactwo, byście Prawdę poznali i wielcy zrozumieniem się stali!"

Lecz przemądrzy starcy ze wzgórza mieli chropą powierzchnię - jak ciemna chata z pergaminową szybką nie widzi na zewnątrz słonecznej pogody, a sama swej wnętrznej ciemnoty z zewnątrz w sobie nie zobaczy - tak i oni wątpili w jasność Sam-Tama myśli.

Wszystko to, co im prawił, kłamstwem nazwali, a w dowód swej przemądrzałej wzgardy zaczęli wycierać swe płaskie stopy na jego czole, aż stał się po trochu tak chropy i szary jak oni. Przestał już potem mieć zdolność przepuszczania promieni słońca przez siebie i prawdy Ludowi wyjawiania. Przestał być kryształem i prorokiem, lecz w zamian za to starcy na wyniesieniu zaczęli go przyjaźnią darzyć i dobrą wolą otaczać. Nie tylko, że starcy ofiarowali mu swą braterską miłość, ale sam Bóg Skorupion, często łaskawie czyścił nim sobie paznokcie.

Wreszcie odrzucon był w zapomnienie. Poniewierał się długo otoczon wzgardliwą łaskawością przemądrzałych starców. Aż kiedyś, od niechcenia, strącon był dobrotliwą stopą przypadku z góry w dół - w dół - w dół. W końcu znalazł się niespostrzeżenie wśród ludu zwykłego i jego Młodzi. Młódź, wyczuwszy wymierzoną mu krzywdę, darzyła Sam-Tama swą szczerą serdecznością, wyrażając swą skorość ku niemu, gładziła mu chorpe od troski czoło, aż znów wygładzone zostało przez dobrotliwe dłonie, a promienie słońca wnikać zaczęły w niego, ożywiać mu mózg, ożywiać serce i ducha.

I znów był kryształowym prorokiem i prawdę przepowiadał, budującą Przyszłość Ludu. Lud przezwał go mianem nowym, by ukryć przed mściwością Boga Skorupiona i przemądrzałych starców, zamieszkujących wrogie Ludowi wyniesienie Ospały.

(Rege Rege przyskakuje do piaszych ludzi zebranych wokół Sam-Tama, ukrytego wśród Ludu piaszego. Obskakuje ich wkoło, a wróciwszy przed widzów, niezdarnie stara się stanąć na tylnich nogach i woła)

Rege Rege

Rege rege! - Rege rege - rege rege!

(chór żabi jej coraz to głośniej odpowiada. Podnosi ramiona i daje znaki niebu. Szum wiatru się wzmaga, ulewa zaczyna lać i błyskawice przedzierają ciemność. Cały czas słychać żabi chór. Cała scena staje w zielonym świetle, ludzie z piasku obsuwają się coraz to niżej jak roztopiona glina pod deszczem, rozpływają się po ziemi. Sam-Tam stoi i ramiona opuszcza powoli. Prawą zatrzymuje przy sercu salutując jemu, potem przyklęka na jednym kolanie i lewa dłonią dotyka ziemi)

Zamrocze

+ + Poprzedni rozdział + + Spis + + Nastepny rozdział + +

+ + Ukryj menu + + Powrót do opisu + + Pokaż menu + +