Licencja Creative Commons Licencja Creative Commons Ten utwór utwór jest dostępny na licencji Creative Commons.
+ + Ukryj menu + + Powrót do opisu + + Pokaż menu + +

+ + Poprzedni rozdział + + Spis + + Nastepny rozdział + +

Przedsłowie

... z ranym se krwawyssał
w zadumie wybaśnił...

Dziejopisy ani archeologowie nie powiedzą nam dziś więcej o Kraku i Smoku, niżeli stara niańka. Cała zaś bajka o nim jest tak króciutka, że nie da jej się szerzej opisać, jak w jakichś dwudziestu wierszach, bez dodania własnego wymysłu.

Ludy starożytne, co Twórczyn zostawiły po sobie, rozwinęły takie maleńkie podania do szerokich opowieści, zachowanych w ludowej ględźbie. Poeci znów przemienili owe echa pradziejów na Mity. Najpierw błąkała się spóźniona plotka, która potem zamieniła się w opowieść, ta zaś w podanie, ono znów w tradycję, a nieznani poeci ludowi stworzyli z nich Mitologie, z których powstały religie. Czczenie cudzych bogów jest dowodem zniewolenia, upodlenia.

Nie ma rzeczy nowej, która nie byłaby wymyślona przez jakąś twórczą jednostkę. Wszystko to, co zwykliśmy zwać "sztuką ludową", "muzyką ludową" czy "mądrością ludową", oraz to, co stanowi "ludowy" twórczyn jest tylko uciułaniem pomysłów twórczych jednostek, których imiona nie zostały jednak zachowane.

Lud i Naród tylko zachowują owe podarki wymyślone i ofiarowane przez twórców wymysłu wszelakiego, wielkiego i drobnego, widocznego i duchowego, a które razem złożone zwiemy - Twórczynem (kulturą).

Sławianie nie mieli w prawiecznych czasach poetów ludowych, co by nam pozostawili ze wczesnych epok jakieś podania, rozwinąwszy je we własny Epos lub Sagę. Nie mając własnych Mitów, nie zbudowali własnej Wiary. Dlatego czerpali dotąd natchnienie jedynie z cudzych bohaterów, gdzieś z dalekiej Abisynji, zamienionych przez cudzych poetów na bożyszcza, modlili się jedynie do cudzych Olimpów.

Nie wiedząc, jak ta nasza sławiańska dusza powinna wyglądać, bośmy dotąd byli bez własnych i właściwych Sławianom wzorów boskości, zniewalaliśmy tę nieokreśloną duszę do nieszczerego uwielbiania cudzej, a wątpliwej doskonałości abisyńskiej rasy, więc wskutek tego jesteśmy wiecznemi ofiarami Opatrzności (także cudzej) i popychadłami cudzych Dziejów. Nie mając wzorów sławiańskich, mamy semicką Opatrzność. Toteż jesteśmy dla niej tylko - Sługojami. Symbolem jej jest oko w trójkącie. Znak ten mamy na jednodolarowym banknocie jak i na kościołach.

Nie mając skąd zaczerpnąć bliższych wieści o Kraku, sam je dopełniam własnym domysłem. A prawo do tego mam takie samo, jakie mieliby nasi poeci, gdyby tysiąc lat temu jako ludołazy-ględziarze chcieli wymyślać i dalej rozwinąć do Dziejawy rozmiarów małe plećby o patronie Młodzi sławiańskiej. Gdyż tylko ten ma prawo wymyślać nowe rzeczy, kto je po sobie Ludowi zostawia na uwielczenie Ducha i Dziejów rozjaśnienie.

Zjawienie się danego dzieła daje owe prawo samo sobie.

To, co napisałem w Dziejawie, natychmiast stało by się Mitologią Ludów Sławii, gdyby moje nazwisko nagle zaginęło. Dziś jednak jest jeszcze za wcześnie, by ono zaginęło, mimo najnabożniejsze chęci tych, co stanowią wśród nas współczesnego Smoka.

W roku 1912 jako chłopak zacząłem myśleć o dramacie o Kraku. W Gidlach koko Radomska, w polu na tzw. "Kamieniu", często przebywałem i marzyłem o nim jako o bohaterze. To, com wymyślił tam, jest użyte w Dziejawie jako rozdźwierze (prolog) pt. "Plećba o garści piasku".

Dziejawę zacząłem pisać na śląskiej stacyjce kolejowej w Orzeszu w maju 1937 r., czekając na pociąg, a skończyłem w sierpniu na "Szukałce" w Kazimierzu Dolnym.

Zabrałem się do pisania jej na naleganie mojego przyjaciela z lat dziecinnych Włodka z Gidel Życzkowskiego. Wspomnienia tych lat są mi najdroższymi, a wielkie obszary łąk gidelskich przywiodły mi tę nieukojoną tęsknotę do stron, gdziem się wychował.

To też Gidlom zawdzięczam myśl o Rege Rege i o wszystkim w Dziejawie, co żab i pradziejów dotyczy. Bajbajoc jest upamiętnieniem pełzającego po ziemi żebraka "Myszatyja", co z każdą wiosną przybłąkiwał się z dalekiej Ukrainy i sypiał nocami w naszej stodole. Nie miał on ani brwi, ani włosów. Obcowanie z gidelskimi żebrakami i słuchanie ich przeżyć uczyniło mię odczuwającym ludzką niedolę. Być może, że Ludola jest echem mojej szczerej przyjaźni dla tych biedniaków. Sama zaś postać Ludoli, to mój ojciec - mój kowal.

W Rozdźwierzu, słowami prostymi ględźby o Atli i Słońcu wyjawiam prawieczną tajemnicę zagadki ludów, o Atlantydzie, Potopie i współczesnych geo-antropologów o epokach lodowcowych. Jest to na pozór drobna ględźba, lecz jej znaczenie jest epokowej ważności, gdyż udowadnia, że epoki lodowcowe były spowodowane wyłanianiem się Atlantydy spod Atlantyku i zagrodzeniem drogi ciepłemu strumieniowi wód Golfstromu.

W tych drobnych zdaniach Bajbajoca kryje się przepowiednia, że przyjdzie czas, iż ludy będą kiedyś wiodły straszliwe wojny morskie między sobą o dzierżenie Golfstromu i nim kierowanie wedle swej Woli, by zsyłać na swych wrogów kontynentowych nowe epoki lodowcowe i by zabijać ich życie - śmiercią zmarznięcia. Które państwo będzie miało kontrolę nad zmienianiem kierunku Golfstromu, będzie mogło powodować epokę lodowcową na Europę i inne części świata.

Żonie mojej Dzionie jestem wdzięczny za jej przyjacielską dobrotę, bo lżej było mi przeżyć te gorzkie dwa lata w Wolnej Ojczyźnie mojej, i za to, że mimo otaczającej mię podłości, zdołałem tę Dziejawę napisać.

Wyrażam wdzięczność moją p. Doktorowi Tadeuszowi Saloniemu za niespodziewaną w Wolnej Ojczyźnie, a tak szczerą przyjaźń dla mnie "Polaka, Wiecznego Tułacza".

Wdzięczny jestem Jemu i Śląskowi za możność pierwszego wydania drukiem Dziejawy o Kraku.

Pisałem w przeddzień wyjazdu do Ameryki
siedząc na walizce musowego wybłędy.
1937

+ + Poprzedni rozdział + + Spis + + Nastepny rozdział + +

+ + Ukryj menu + + Powrót do opisu + + Pokaż menu + +